Głowa w szaliku szkoda ciepła. Wieje dzisiaj,
mocniej zmroziła zima. Myśli rozgrzewam herbatą.
Plakat na koncert gitarzysty, nauczył mnie słuchać
jazzu. Wspomnienia, płyta lat siedemdziesiątych,
pierwsze randez-vous. Data, godzina i cena biletu.
Gorący kubek przestał być ważny.
Będzie tam, odda co dostał dobre.
Stał blisko, czułam nas i coś wspólnego.
Wystąpił w rytmie bluesa, nie solo.
Kołysał się beze mnie przy dźwiękach gitary.
Zmarzły mi stopy, serce zmieniło się w lód.
II
Uwodziłeś dziewczyny niczym król rocka
Kiedy na scenie grałeś bluesa
A ja chciałam tylko z tobą tańczyć.
Opadanie kurtyny ścisnęło za gardło.
Trzymałam naiwnie różę, którą zbyłeś mnie.
Nie umiałeś kłamać, dlatego jest gorzko.
Szczęście zmieniło kierunki drogowskazów.
Przepadłeś, zanim zgasło kilka gwiazd.
Znowu słucham bluesa, aby odnaleźć się.
III
Nie takie miało być lato.
Lubiłeś kosmyk rudych włosów,
kolor blacik & blues. Słuchałeś Led Zeppelin.
A ja, twój oddech i delikatny głos.
Znowu pada i wszystkie wiersze mokną
Czasami czekasz na peronie. Niby ten sam
pociąg, tylko w nim już nie ma mnie..
Powracasz do bluesa i domu nocą, snujesz się
w brukowym lśnieniu kałuż. Na krótko
przed zgaszeniem ulicznych latarni.
Spadają znienacka strachy, wylęgłe
z nieprzespanych nocy. Nie ma nikogo,
kto by nawet mógł zasiać ciszę.
Znowu oskarżam niebo, że bezlitośnie
przegrywam z losem. Chyba nic się już
nie stanie. Listy umierają niepostrzeżenie.
Barbara Mazurkiewicz