Pięknie rozpoczyna się ukochany przez wszystkich maj. Jak zwykle większość z nas rozpoczyna go wycieczkami, grillami na działce czy spacerami bez zmartwień dnia codziennego.
W końcu mamy wolne. Gdyby wziąć pod uwagę liczbę dni, kiedy pracować nie musimy, wyszłoby na jaw, iż te majowe dni nie powinny być niczym szczególnym. A jednak odczuwamy je w sposób specjalny, często przygotowujemy się do ich świętowania przez wiele poprzednich dób. „Weekend majowy” Polacy pokochali za jego długość, która wbrew jego nazwie, wynosi od 3 do nawet 7 dni. Jeżeli ktoś z Państwa czytających ten tekst pracuje w szkolnictwie, sam jest szkolony, bądź po prostu umie się adaptować w każdych życiowych warunkach, doskonale wie, co mam na myśli. Wszystkim pracującym w te dni chciałbym złożyć w imieniu redakcji najszczersze wyrazy współczucia. Jesteście obecni w naszych sercach, umysłach. Dla uściślenia – koszenia trawnika czy pilnowania kruchości karkówki nie zaliczamy do pracy.
Gdy już solidnie poświętujemy, mamy czas pomyśleć: dlaczego te dni są w ogóle wolnymi od pracy? Co jest tego przyczyną? Co się dokonało na początku maja?
O 1 maja mówi się w najróżniejszy sposób. Raz ten dzień określa się „komunistycznym świętem”, a za chwilę można usłyszeć, iż „okazja musi być ważna, skoro jest czerwona kartka w kalendarzu”. Gdy zaczynamy rozmowę o fladze, zaczynają się schody. Jedni nie widzą sensu w lokowaniu kawałka materiału na balkonie, przecież pranie też gdzieś trzeba wywiesić. Dla innych, powieszenie flagi byłoby nieznaczącym gestem, z którego „nic nie ma”. Jeszcze kolejni nie dekorują domu biało-czerwonym anturażem, argumentując swoją postawę źródłem ustanowienia tego dnia istotnym. Mało kto pamięta, iż 1 maja jest Świętem Pracy od 1890 r., a nie wymysłem Breżniewa czy innego Jaruzelskiego, których życie przypada na późniejsze lata. Dyskusja jest, jak to często bywa w Polsce, bezcelowa.
Od początku ustanowienia 2 maja Dniem Flagi, głosy są podobne. Nieistotne jest to, że w ten sposób podkreślamy swoją dumę z miejsca, gdzie się urodziliśmy, żyjemy i prawdopodobnie będzie nam dane umrzeć. Statystycznym Kowalskim kieruje złośliwość, bo przecież jeśli Tusk prosi, a ja Tuska nie lubię, to nie będę pokazywać, że się z nim w czymś zgadzam. Oprócz złośliwości częstą przyczyną jest lenistwo. Trzeba kupić flagę, przygotować miejsce do jej zawieszenia. To wymaga zbyt dużego wysiłku. A piwo samo się nie wypije.
Marnacją liter można by określić próby argumentacji ważności wetknięcia symbolu narodowego na maszt także 3 maja. Myślenie ludzi nie zmienia się, bez względu na święto. Patriotyzmu szytego na miarę XXI w. w Polsce nie ma. Jesteśmy skłonni ostentacyjnie okazywać nasze niezadowolenie wobec wszystkiego, co dzieje się w kraju, jednocześnie nie doceniając plusów życia w sercu Europy, w tak zazielenionym na wiosnę kraju. Istnieje opozycja co do tego nurtu, lecz jest zbyt skrajna. Przedstawiciele jej spaliliby wszystkich o odmiennych poglądach, nawet bez wysłuchania ich racji. To także nie jest sposób na poprawne relacje państwo – społeczeństwo.
Nietrudnym zadaniem wydaje się być szanowanie własnego kraju, duma z historii, która działa się na oczach i przy udziale naszych przodków, ale bez nadęcia, patosu i nadmuchiwania balonu wyższości Polski wobec innych nacji. Pracujmy uczciwie, twórzmy prawo nieodbierające chleba tysiącom rodaków, nie śmiećmy, sprzątajmy w miejscach publicznych po sobie i naszych czworonogach. Czy to aż tak wiele?
Radosław Kołodziejski