Grupa studentów przyjeżdża z małej miejscowości do Warszawy na weekend. Chcą trochę pozwiedzać, ale przede wszystkim zabawić się, poszaleć. W końcu to stolica. Grzechem byłoby nie skorzystanie z okazji. Nie wiadomo, kiedy będą mogli przyjechać tu znowu. Dziewczyny ubierają najlepsze sukienki jakie znalazły w swoich szafach. Na nowe je nie stać, ale te co mają nie są jeszcze takie złe. Chłopcy zakładają koszule, dżinsy. Wszyscy gotowi. Czas na imprezę. Sprawdzili wcześniej w Internecie, gdzie najchętniej bawią się warszawiacy. Centrum – klub przy klubie. Po 30min spędzonych w kolejce, w końcu dotarli do wejścia zadowoleni, że już zaraz będą w środku. Ale niestety… chłopak z dłuższymi włosami, w eleganckim płaszczu przed wejściem mówi im, że tutaj nie wejdą. Trochę zawiedzeni, ale jeszcze pełni entuzjazmu próbują dalej. Znowu to samo. Przed trzecim klubem powiedziano im, że dziewczyny mogą wejść, ale chłopaków nie wpuszczą. Nie tak ubranych. Po prawie dwóch godzinach wędrowania od wejścia do wejścia, wracają do hotelu. Źli, smutni, zmarznięci. Każdemu po głowie chodzą te same pytania: Co jest z nami nie tak? Tak bardzo tutaj nie pasujemy? Weekend w Warszawie nie będzie należał do najfajniejszych wspomnień z ich młodzieńczego życia.
Nie, ta historia wcale nie jest zmyślona i przekoloryzowana. Niestety, tak często kończy się wyjście na miasto dla dość dużej liczby młodych osób. Selekcja – to przez nią często wyjście na imprezę zamienia się w koszmar. Selekcjonerzy mają różne kryteria. Czasami wpuszczają tylko ładnych, czasami tylko ekstrawaganckich, a czasami bogatych. Bo przecież po tym, jak ktoś jest ubrany, od razu widać, czy jest przy kasie, czy nie. Ale czasami chodzi o coś zupełnie innego. Michał, przez znajomych nazywany Majki – selekcjoner warszawskiego klubu Zoo, mówi, że to w dużej mierze od niego zależy, jak ludzie bawią się w środku. Bo to on ‘wybiera’ osoby, które pasują do tego miejsca i do towarzystwa, które tu stale przychodzi. Rzecz nie w tym, czy ktoś jest ładny, czy nie ładny, czy ma drogi zegarek
i markowe buty, czy wydał na swój strój 1000, czy 200zł. Ja raczej zadaję sobie inne pytania: Czy on pasuje do tego miejsca? Czy dobrze będzie się tutaj bawił? – mówi Majki. Selekcjoner tworzy klimat klubu. Stara się, aby ludzie w środku byli do siebie podobni, mieli ten sam styl, bo wtedy dobrze się ze sobą czują, a dzięki temu dobrze się bawią – dodaje.
Selekcja ma swoje plusy i minusy. Ale prawda jest taka, że w większym mieście każdy znajdzie odpowiednie miejsce dla siebie do rozrywki. Wspomniana przeze mnie na samym początku grupa studentów również. Może gdyby nie tylko sprawdzili wcześniej, gdzie najchętniej imprezują warszawiacy, ale zapoznali się również z ofertą tych klubów (czy jest selekcja, czy płatne wejście, jaka muzyka, ceny) to jest bardzo prawdopodobne, że znaleźli by coś dla siebie. I zamiast wracać do hotelu, bawiliby się do białego rana. Gdyby któryś z selekcjonerów jednak wpuścił ich do środka, jestem prawie pewna, że i tak nie czuliby się dobrze, wśród przestylizowanych, bananowych warszawiaków. Nie znali Warszawy, nie wiedzieli gdzie pójść, trudno. Ale tak naprawdę każdy z tych selekcjonerów oddał im przysługę. Zdaniem młodej klubowiczki Karoliny selekcja rzeczywiście czasami ociera się o dyskryminację, ale jej zupełne zlikwidowanie nie jest najlepszym rozwiązaniem. – Dzisiaj wygląda to tak, że jedynie czasami burzą się ci niewpuszczeni. Są sfrustrowani, a co za tym idzie często agresywni. Wyzywają selekcjonera oraz tych, którzy zostają wpuszczeni. A jak będzie kiedy absolutnie wszyscy będą mieli swobodne wejście do każdego klubu? Wymieszane towarzystwa = awantury – komentuje Karolina. Selekcja jest pewną formą bezpieczeństwa. Wchodzisz do eleganckiego klubu, wiesz, że otaczają cię ludzie kulturalni, podobni do ciebie. Nikt nie zaczepia bez powodu, tak jak dzieje się to w otwartych lokalach – dodaje.
Trzydziestolatek z ogoloną głową i postawą Pudzianowskiego przedstawia swoje stanowisko – Raz wracając z browara z kumplami, chcieliśmy się jeszcze gdzieś zabawić. A tu jakiś obszczymurek w garniaku mówi mi, że nie wejdziemy. „Przepraszam, że co?!” zapytałem kulturalnie. Powtórzył, ważniak jeden bo obok siebie miał trzech ochroniarzy. Nie robiliśmy scen ale obiecałem sobie, że jak kiedyś tam wrócę to pokażę tym wszystkim ważniakom kto się śmieje ostatni. Nie będzie selekcji to będzie burdel. I dobrze. Należy im się – mówi.
Bez selekcji większość warszawskich klubów by upadło. Bo ludzie, którzy od lat bawią się w tych samych miejscach, z tymi samymi ludźmi, przestaliby tam chodzić. To już nie byłoby to samo miejsce, nie ci sami ludzie. Każdy klub otwarty dla wszystkich oznacza awantury, narkotyki, bójki. Wyobrażacie sobie łysego dresiarza, który właśnie wraca z jakiegoś meczu, bawiącego się w tym samym lokalu z biznesmenem w garniturze? No właśnie. Oczywiście, niektórzy selekcjonerzy przesadzają z chamskimi odzywkami. I tego pod żadnym pozorem nie powinno się tolerować. Nikt nie ma prawa powiedzieć do drugiego człowieka: ‘Stary jak Ty wyglądasz? Z taką twarzą to na pole, a nie tutaj’. Ale jednak nikt nie przekona mnie, że lepiej byłoby bez selekcji. Właśnie dzięki niej ludzie czują się w swoich ulubionych klubach bezpiecznie. Po prostu są, u siebie i wśród swoich. I tak właśnie powinno być. Bo przecież to impreza rozrywkowa – czas na relaks i zabawę.
Anna Zielińska