Czy to będą najnudniejsze wybory ostatniej Rzeczpospolitej. Dziś Trybunał Konstytucyjny ma nie lada zadanie: posłowie PiSu dali mu kukułcze jajo.
Tym jajem jest nowa ustawa o ordynacji wyborczej, która umożliwia przeprowadzenie dwudniowych wyborów, okręgów jednomandatowych do Senatu oraz zakazu reklam partii politycznych w telewizji, radiu oraz na bilbordach. Dlaczego kukułcze? Bo PiS wcześniej samo poparło ten projekt. Teraz, gdy zobaczyło, że sondaże są im nieprzychylne – zmienili zdanie, a te artykuły nowego prawa uznali, za “zagrożenie demokracji”.
Przedstawiciele PiS twierdzą, że nie tylko same zapisy budzą wątpliwości, ale też sposób w jaki zostały przeprowadzone. Według PiS ordynacja wyborcza powinna być znana wcześniej niż 3 tygodnie przed rozpoczęciem kampanii wyborczej. Z tym się mogę zgodzić, ale to ich wina, że skierowali wniosek do TK. Zakwestionowano również przepis umożliwiający głosowanie korespondencyjne, oraz przy pomocy osoby zaufanej. Wnioskodawcy mówili, że osoba korzystająca drugiego „usprawnienia” nie ma pewności, jak zagłosuje wyznaczona przez nią osoba.
Kuriozalne było dla mnie wyjaśnienie dotyczące dwudniowych wyborów – otóż według PiS oba dni głosowania powinny być dniami wolnymi od pracy i dlatego jest to niezgodne z konstytucją. Jak już powiedziałem nieraz, w Wielkiej Brytanii głosowania odbywają się zwykle w czwartki. I ten dzień jest normalnym dniem pracy i wszyscy są zadowoleni. Podobnie jest z głosowaniem korespondencyjnym – wybory nie są wtedy żadną przeszkodą w normalnym życiu i pracy. Nie rozumiem o co tyle hałasu w Polsce.
Zakaz używania bilbordów oraz spotów wyborczych PiS nazywało „zamknięciem ust opozycji”. I może coś by w tym było, gdyby spotów używano do tej pory merytorycznie, a nie emocjonalnie. Poprzednie kampanie były nafaszerowane bilbordami i spotami telewizyjnymi. Obydwa kluby Platformy i PiS w zasadzie nie robiły nic, tylko prześcigały się w ich produkcji. Dlatego wybory były horrendalnie drogie. Gdy spoty i bilbordy będą zakazane sztaby będą musiały się zdecydowanie bardziej napracować, żeby dotrzeć z przekazem do wyborców. I będzie to tańsze. Bo przecież każdy z podatników płaci za to swoimi podatkami. Oszczędności powinniśmy zaczynać od samych polityków. Posłowie broniący projektu ustawy próbowali przekonywać, że nowe prawo wcale nie zabrania organizacji festynów, spotkań z wyborcami, kolportażu ulotek, ani też reklam prasowych, ani internetowych. Argument o zagrożeniu wolności słowa jest nadinterpretacją (w moim skromnym odczuciu) i nadużyciem. Ale czego nie robi się dla zdobycia władzy?
Mogę się zgodzić z tym, że głosowanie poprzez pełnomocnika jest polem do nadużyć, ale znowu bez przesady ile takich głosów może być. Pełnomocnik – przecież to ma być dla nich osoba godna zaufania. Nie widzę problemu, więc dlaczego PiS widzi? Dlaczego głosowali za przyjęciem nowej ordynacji wyborczej, a potem skierowali ją do Trybunału Konstytucyjnego? Niektórzy przypominają hasło „zabierzcie babci dowód”- dostosowując do nowych realiów – „zabierzcie babci dowód, a potem sami zagłosujcie jak chcecie”. PiS wyolbrzymia ten problem.
O co tyle hałasu? Odpowiedź jest prosta. Wybory to ważna rzecz. Przy okrojonym budżecie na wydatkowanie dla partii (do połowy zmniejszono subwencję na ich funkcjonowanie) każdy zastrzyk gotówki się przyda. A przecież wybory kosztują naprawdę dużą ilość pieniędzy. Tylko duża ilość głosów daje pewność, że pieniądze które wydało się podczas wyborów zostaną zwrócone – państwo wciąż finansuje kampanię wyborczą. A takie spoty i czas reklamowy kosztują wielkie pieniądze. Zawsze można je wydać na swoich i dać swoim zarobić, niby przy produkcji tychże spotów. To jeden powód. Drugim jest fakt, że dzisiejszy sondaż mówi wyraźnie, że PiS traci do PO. I tym razem różnica jest największa od wielu, wielu miesięcy. 23% różnicy to nie przelewki, zwłaszcza że Platforma mogłaby rządzić samotnie (sondaż daje 50% Platformie – nie potrzebowałaby koalicjantów). Jest więc o co się bić. A nuż widelec, może im się udać.
www.ZielonyDziennik.pl, Artur Pomper