26.05.2011 Torquay
Dziennik emigranta: wszyscy jesteśmy Libijczykami?
Z niepokojem oglądam relacje z Libii. Codziennie media podają nowe informacje o nalotach, zniszczeniach wojennych, pochodach każdej z walczących ze stron armii.
Mówi się o cywilach zabijanych przez obydwie strony, o międzynarodowej pomocy militarnej dla rebeliantów. Ja się tylko zastanawiam – czym się to wszystko skończy.
Wiadomo, Kadafi to drań, jakich niewiele jest na świecie. Powinien już dawno wisieć za zbrodnie przeciwko ludzkości – jaką niewątpliwie była bomba w samolocie PANAMu nad szkockim Lockerbie. Ale to nie jedno jego przewinienie, największe zbrodnie popełnił na swoich rodakach. Jedyna różnica to fakt, że Kadafi sam się do niej przyznał! A po zapłaceniu pond trzech miliardów dolarów rodzinom ofiar winę za to wydarzenie świat mu przebaczył. Hipokryzja świata jest porażająca. Trzydzieści srebrników Judasza to na dzisiejszą walutę około 3 miliardów dolarów. Kadafi nigdy nie stanął przed sądem za tą zbrodnie, teraz może będzie na to szansa. Bo co innego jest zadośćuczynienie, a czym innym jest odpracowanie kary. Po zapłaceniu kary Zachód nadskakiwał pułkownikowi, żeby on łaskawie zechciał sprzedać mu ropę naftową i gaz ziemny. Nadskakiwali mu i Tony Blair, i Berlusconi oraz Sarkozy – dzisiejsi jego adwersarze. Teraz wstydzą się jego pocałunków na zdjęciach i prezentów ofiarowanych przez dyktatora. Kto najbardziej? Chyba Sarkozy, który jako pierwszy chciał wywijać szabelką. Jemu najbardziej przydała by się jakaś spektakularna akcja – na przykład pojmanie Kadafiego i osądzenie go przed paryskim sądem. Dlaczego? Sarkozy ma takie same szanse na wygraną w swoim kraju jak prezydent Kaczyński tuż przed tragicznym lotem do Smoleńska. Praktycznie żadną. Więc dwoi się i troi, żeby coś uszczknąć z tej wojenki.
Ale dość o tym. Co dalej będzie z Libią? Jaką mamy szansę, że gdy rebelianci w końcu zwyciężą – bo dziś nikt w to już nie wątpi – to jest zaledwie kwestia czasu. Jacy oni będą dla zwykłych Libijczyków? Kto i w jaki sposób rozliczy te osoby, które przez 42 lata pomagały rządzić Kadafiemu. I jak może to osądzać osoba, która przeszła na stronę opozycji zaledwie parę tygodni temu, po tym jak sama piastowała wysokie stanowisko w rządzie dyktatora. Mustafa Muhammad Abd ad-Dżalil, bo o nim teraz mówię to nie jest osobą, której ja bym tak bezgranicznie wierzył. Ja śmiem wątpić, bo przykład idzie zawsze z góry do dołu. A oni wybrali sobie jako ich reprezentanta byłego ministra sprawiedliwości. W jego wykonaniu sprawiedliwość to były aresztowania bez wyroków sądowych, tortury, usuwanie niewygodnych świadków – wszystko dla pułkownika. Ktoś powie, że międzynarodowe instytucje bardzo go chwaliły za to, że sprzeciwiał się takim praktykom. Ale niech mi ktoś udowodni, że on tego samego nie robił? Bo przecież sam Kadafi nie wybrał by nikogo na tak ważne stanowisko, kto sprzeciwiałby się jego władzy. Były minister nie dostałby tej funkcji gdyby nie słuchał jego rozkazów. Co więc taki człowiek robi pośród ludzi, którzy walczą właśnie przeciwko takiemu sprawowaniu władzy? Jaką mamy gwarancję, że tak samo nie będzie robił w przyszłości? Znacie państwo to porzekadło – władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie. Nie chcę być Kasandrą, ale nie wróżę niczego dobrego przyszłej władzy, skoro obierają sobie kogoś takiego za przywódcę. Zachód też nie powinien popierać takiego człowieka. To niemoralne!
Z drugiej strony ten pan może zostać niedługo wybrany przez Libijczyków w wolnych wyborach prezydenckich. Wtedy dopiero usunięcie go będzie jeszcze trudniejsze. Teraz jeszcze jest szansa. Ale czy to nie byłoby przeciwko woli rebeliantów? Myślę, że najlepiej by było, żeby polityk ten sam się odsunął, ale aż tak naiwny to ja już nie jestem.
Optymistyczny scenariusz dla Libii jest możliwy – to może stać się wzorowe obywatelskie demokratyczne społeczeństwo, tak mniej więcej za kilkanaście lat. Bo do zbudowania demokracji nie wystarczą jedne wybory parlamentarne czy prezydenckie. To proces długotrwały i wcale nie łatwy – popatrzcie sobie chociażby na Polskę. Droga nie będzie łatwa, ale warto. I tego bardzo Libijczykom życzę. Pytanie tylko czy to nie są tylko pobożne życzenia. Ja chciałbym, żeby przeciętnemu Libijczykowi żyło się lepiej niż dotychczas.
Wariant realistyczny zakładałby, że do pełnego wyzwolenia brakuje paru tygodni, Kadafi ucieka gdzieś za granicę wydając ukryte miliony. A Libia? Zostaje pozostawiona samej sobie. Chwilowe zainteresowanie słabnie wraz wygaszeniem konfliktu. Z całym bagażem zaszłości, przeszłości i z niewielką szansą na poprawę życie dla przeciętnego obywatela tego kraju.
Obawiam się za to wariantu pesymistycznego. Owszem Kadafiego udaję się obalić, ale za cenę znacznej ilości zabitych i rannych, a dyktator w ostatnim geście niszczy infrastrukturę gospodarczą kraju – niszczy ropo i gazo – ciągi. Nowy przywódca Libii okazuje się osobą, której nie należało powierzać pełni władzy. Chaos wykorzystują terroryści różnych ugrupowań, którzy wybierają sobie Libię za centrum operacyjne (przypomnę tylko, że już kiedyś tak było, gdy Kadafi sponsorował terrorystów wszelkiej maści i pozwalał trenować u siebie). Libijczycy mają gorzej niż pod Kadafim.
Czas pokaże który wariant okaże się prawdziwy. Co możemy my, Polacy zrobić, żeby pomóc Libijczykom? Jakieś propozycje?
Artur Pomper vel Kasandra, lub Kasander!