20.02.2011 Torquay
Dziennik emigranta: granice Europy?
Gdzie są dziś granice Europy. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza granice mentalne Europy znacznie przesunęły się na wschód.
Upadek żelaznej kurtyny I Związku Radzieckiego zmieniły postrzeganie Europy I jej granic. Włączenie zaś państw zza kurtyny do struktur Unii Europejskiej przypieczętowało przesunięcie tej granicy. Gdzie są maksymalne granice rozszerzenia Unii Europejskiej? Czy Turcja jest ostatnim krajem? A może Maroko? A co z Izraelem – przecież to jak najbardziej kraj europejski cóż
A co z pozostałymi krajami Europy – mozaika byłych republik post-Jugosłowiańskich, Ukraina, Białoruś, Mołdawia?
Co Polska jako kraj powinna robić? Czy ma dla nas znaczenie jakie kraje się znajdą w Unii Europejskiej? Ja myślę, że mieć powinno. To powinno być jasno określone, a poprzedzone rzetelną debatą. Bo kiedyś nam zadadzą takie pytanie i my nie będziemy wiedzieli jak na nie odpowiedzieć. I wyjdziemy na głupców. Zresztą w Polsce w ogóle brakuje planowanie wieloletniego, rzetelnego wytyczenia planów na przyszłość. Planów, które mogą być zrealizowane. Niektórzy pewnie myślą, że to powrót to gospodarki centralnie planowanej. Nie. Chodzi mi o wyznaczenie celów dalekosiężnych. Chciałbym żeby polski rząd umiał takie strategię wyodrębnić. Żeby było jasno powiedziane – tak w interesie Polski jest włączeni tego państwa w struktury UE, dlatego, że, ale powinniśmy być ostrożni z tego a tego powodu. I taki dokument powinien być jawny dla wszystkich. To uwiarygodniłoby nasz kraj jeszcze bardziej na arenie międzynarodowej.
Konia z rzędem, kto mi powie co polski rząd myśli o wejściu w struktury Unii takiego kraju jak Maroko. A to może być ważne już za parę miesięcy, gdy Polska przejmie prezydencję w Unii. Wolałbym, żebyśmy się nie zbłaźnili wtedy.
Mentalna granica Unii Europejskiej zapewne dziś kończy się na byłych krajach postkomunistycznych, włącznie z Ukrainą, oraz krajach bałkańskich, ale czy kiedykolwiek Rosja będzie w stanie być włączona do struktur? Na pewno dałoby to korzyści niesamowite dla obu stron, ale wprowadziłoby też niezwykłe zagrożenia, o których Europa nawet nie śmie myśleć. Wyobraźcie sobie strefę Schengen z Rosją? Wolność podróżowania od Atlantyku po Pacyfik? To byłoby coś pięknego. Ale wiąże się to z ryzykiem.
Podobnie włączenie Turcji czy Maroka. Pomimo formalnej demokracji w obu krajach ich systemy myślenia, historia i kultura jest zupełnie inna od europejskiej. A nie dalej niż kilka tygodni temu trzy największe kraje Eurolandu przyznały się do porażki w polityce emigracyjnej na ich polu. Francja, Niemcy i Wielka Brytania to magnesy dla emigracji. Tak więc czy jest sens włączać te kraje? Przykład Turcji jest szczególnie wrażliwy, bo to kraj pretendujący do UE i nawet formalnie zaproszony do takiej współpracy. Z jednej strony to ważny regionalny gracz – jedyny w pełni zsekularyzowany kraj arabski. Z drugiej – niezwykle silna pozycja armii zaprzecza czasem metodom demokratycznym. Poza tym z ich 73 milionami obywateli byłby to drugi co do liczebności kraj ustępujący tylko Niemcom (a i to niezbyt długo, gdyż struktura społeczeństwa jest zupełnie odmienna, gdzie Niemcy to kraj ludzi starszych o ujemnym przyroście naturalnym). Nie można też zapomnieć o licznej grupie Turków mieszkających w samych Niemczech.
To gdzie są granice Europy? Czy kończą się na Morzu Śródziemnym i Kaukazie? Czy może na Pacyfiku? Czy jest w niej miejsce dla aspirujących krajów arabskich czy też bliskiego nam kulturowo Izraela? Konia z rzędem i marchewkę dla tego kto to wie!
Artur Pomper