Dziennik emigranta: jechać czy nie jechać, zostać albo wrócić

2
1412
views

03.02.2011 Torquay

Dziennik emigranta: jechać czy nie jechać, zostać czy wrócić

Turnau kiedyś śpiewał: “Tutaj jestem gdzie byłem, gdzie się urodziłem, tu się wychowałem I tutaj zostałem, pomyślałem to samo słońce wszędzie świeci, więc gdzie byli dziadkowie będą moje dzieci”. Nie jestem panem Turnauem, który umie śpiewać i grać, więc wyjechałem. I chyba mi z tym dobrze. Mówię chyba, bo czasem mam potężną ochotę wrócić do kraju na stałe, potem jadę na wakacje i mi przechodzi.
A tak na poważnie to jestem wdzięczny losowi i paru osobom, które umożliwiły mi przyjazd do Wielkiej Brytanii. Nie żebym tu jakieś kokosy zbijał, ale za to, że poznałem inne życie. Zobaczyłem że można inaczej niż w Polsce, co nie znaczy że lepiej. Zobaczyłem, że da się normalnie żyć z pracy rąk. Że można dostać pracę nawet bez doświadczenia. Że tolerancja to nie jest słowo – wydmuszka, ale że może być naprawdę.
Te nowe doświadczenia nie zawsze były pozytywne. Na przykład szybkość życia – w Polsce zawsze miałem więcej czasu. Tutaj załatwienie prostej sprawy trwa dłużej. I to oszukiwanie się Anglików, że nie trzeba się spieszyć. To jest bardzo frustrujące.
Przyjeżdżając do Anglii miałem dziwne przeświadczenia – oto przyjeżdżam do bogatego kraju, do kolebki nowoczesnej demokracji. Do kraju ze świetnie rozwiniętym dostępem do kultury. I czasem byłem bardzo rozczarowany.

Jaki to bogaty kraj, gdzie w większości zlewów masz dwa kurki – jeden z za gorącą wodą, a drugi z zza zimną. Gdzie drogi są równie dziurawe jak w Polsce. A ludzie gnieżdżą się w jednopokojowych klitkach, bez centralnego ogrzewania i czasem bez ciepłej wody w kranie. Gdzie osoby żyjące na świadczeniach od państwa mają lepiej od ciebie, pomimo, że pracujesz w pełnym wymiarze godzin. Tylko tutaj samotna matka ma dochód większy(ok 21 tysięcy funtów) niż średnia zarobków mieszkańców regionu, gdzie ja mieszkam (tu średnia wynosi 16 tysięcy).
Demokracja? Bez przesady – większość posłów to osoby, które kształciły się prywatnie. Gdzie burmistrz miasta w którym mieszkał, jest pierwszym wybieranym w drodze głosowania publicznego. Kraj, w którym biurokracja jest rozwinięta jeszcze bardziej niż u nas – spróbujcie wypełnić wniosek na dodatek mieszkaniowy (bite 30 stron!)
Kultura? W moim mieście nie sposób pójść do kina na francuski film (ostatnim była hollywódzka „Czekolada”). Większość osób nigdy nie słyszała o Louisie de Funnesie! Nie mówiąc o Saramago, czy Cerwantesie. Jedynym przejawem zapożyczania czegokolwiek od obcokrajowców jest kuchnia (aż do tego stopnia, że narodową potrawą Anglików – wybrano curry, które pochodzi z Indii). Kultura wyższego lotu – może tylko amatorski teatr, który utrzymuje się ze swoich produkcji. A w większości knajp grają lokalne zespołu śpiewające covery znanych wykonawców.

Z drugiej strony, tak jak mówiłem generalnie łatwiej tu zdobyć pracę niż w Polsce. Zwłaszcza osobom, które nigdy nie pracowały, albo osobom starszym, które muszą dorobić do emerytury. Pracodawcom nie opłaca się zatrudniać kogokolwiek na czarno, bo nie płacą dużo ponad wypłatę dla nich. Generalnie większość prostych prac – jak kelner, sprzątacz, czy ktoś w fabryce – nie trzeba mieć doświadczenia. Pracownik zostanie doszkolony.

Tolerancja tu objawia się w ten sposób, że każdy sobie rzepkę skrobie. Jeśli tylko nikomu nie przeszkadzasz i nie krzywdzisz dzieci lub zwierząt – hulaj dusza, rób co chcesz. Religia? Przekonania filozoficzno-moralne? Z kim chodzisz do łóżka? To ludzi tu nie obchodzi. Wyobrażacie sobie matkę w Polsce, która mówi do świeżo narodzonego dziecka, chcę żebyś był szczęśliwy, niezależnie z kim przyjdzie ci to życie dzielić. Tutaj ludzie do takich rzeczy przywykli. Nie oznacza to, że nie mają nic przeciwko, owszem mają, ale są w stanie swoje uprzedzenia zachować dla siebie.
W czym są Polacy różni od Anglików? Jak dziewczyna idzie z koleżankami na miasto i wygląda jak ostatnia lafirynda, to w Polsce znajdzie się jakaś psiapsiółka, która jej to powie. W Anglii nie. I widać później tłumek nastolatek wyglądających na ulicznice. A rankiem ten sam tłumek dziewczyn pcha wózki, bo dziewczyny wolą nie pracować i żyć na zasiłkach.
Polacy są zdecydowanie bardziej zaradni – wymienią sobie żarówkę czy uszczelkę w kranie gdy cieknie woda. I chyba jeszcze nie stracili zdrowego rozsądku – tutaj ludziom trzeba mówić, żeby kupili do domu termometr, bo to jest najprostszy sposób, czy z dzieckiem jest wszystko w porządku. A prezerwatywy to nie tylko sposób przeciwko niechcianym ciążom, ale także ochrona przez chorobami wenerycznymi i AIDS. I wydaje mi się, że jak Polak jest uprzejmy, to dlatego, że dobrze o tobie myśli – tu podciągnięto to do sztuki bycia. Uśmiechaj się ponad wszystko. I to, że zawsze na pytanie jak się masz – dostaniesz odpowiedź, dziękuje u mnie w porządku, choćby ich świat się zawalił. I ta ich słynna small talk – mała gadka, o pogodzie na przykład, jest męcząca i nużąca.

Więc te doświadczenia są ciekawe. Tutaj jestem gdzie byłem, gdzie się urodziłem? Nie, chcę być tam sobie wybiorę… Ale to nie znaczy, że na zawsze…

Artur Pomper

2 KOMENTARZE

  1. witam szanowny autorze
    chciałam w skrócie przedstawić moją sytuację, a mianowicie: w roku 2006 dzień po obronie pracy licencjackiej wybrałam się do UK po „lepsze życie”. Na początku było dość ciężko, tęsknota za rodziną, itd, ale żyło mi się bardzo dobrze. Po 10 miesiącach postanowiłam, że wracam, bo doszły mnie słuchy, że w Pl jest „dobrze”. Wróciłam. Po pól roku musiałam czym prędzej stąd uciekać, bo rzeczywistość mnie przerosła. Płace jakie mi proponowano zwalały z nóg, w negatywnym tego słowa znaczeniu. SPakowałam się i pojechałam do Irlandii. Tam powoli pięłam się do góry zawodowo. Doceniono mnie, moje wykształcenie i umiejętności. Spędziłam w Irlandii prawie 4 lata. Coś mnie znowu tknęło i postanowiłam wrócić, bo rodzina, i chciałam zacząć pracować dla samej siebie, otworzyć firme, itd. WPakowałam całe moje oszczedności we własny biznes. Ba, dostałam nawet dotacje z UP, mało, bo mało, ale zawsze coś. Chcąc nie chcąc musiałam utrzymać działąlność minimum rok z powodu dotacji. Nie minęło półtora roku odkąd jestem w Pl. Straciłąm wszystkie oszczędności, mam długi, nie moge znależć pracy, bo w moim mieście doświadczenie zdobyte poza Pl się nie liczy, nawet jeżeli jest doświadczenie na szczeblu managerskim. Konkluzja: wracam na wyspy. Polska mnie dobiła. Nie polecam powrotu tu. Zastanówcie się kilka razy zanim tu wrócicie. To bardzo smutne,ale prawdziwe.
    Pozdrawiam.

  2. Przykro mi to słyszeć, co pani mówi
    Wiem, że Polska jest coraz bardziej niewdzięcznym miejscem do życia, pomimo tego, że w rankingach wypadamy znacznie lepiej niż Wyspy. Ale rankingi rankingami, a życie życiem.

    Ja jestem już w Anglii ponad pięć lat. Ja wyjechałem na Wyspy po tym jak sam otworzyłem interes z tej słynnej dotacji z PUPu.

    Może nie jest tu najlepiej. Ludzie mają inną mentalność, Polacy są tu raczej sobie wilkiem niż pomocą. Ale jak patrzę jak jest w naszej kochanej ojczyźnie, to mi się odechciewa wracać.
    To dziwne, że łatwiej Polakowi przenieść się za granicę, niż do dużego miasta. To jest po prostu chore.

    Życzę powodzenia na Wyspach.
    Pozdrawiam serdecznie