Dieta wolności, dieta miłości, jak to możliwe? Te słowa przecież wzajemnie się wykluczają. A jednak…niemożliwe stało się możliwe.
Dzięki wielu latom potyczek, moich i Leny, z różnymi „cud-dietami”, ćwiczeniami, pracą nad sobą stworzyłyśmy własny, „unikalny” program do osiągania właściwej wagi. Tak, właściwej, a nie idealnej. Przecież każdy z nas jest inny, więc i wagi musimy mieć różne, nieidealne, nieprawdaż?
Wraz z tegoroczną wiosną, postanowiłyśmy zrealizować nasz projekt. Przygotowałyśmy się do niego solidnie.
Pozyskałyśmy partnerów dla naszego przedsięwzięcia, ustaliłyśmy optymalny czas – 3 miesiące oraz szczegółowy plan.
I tak powstała „dieta wolności, dieta miłości”.
Ja zajęłam się stroną dietetyczną przedsięwzięcia oraz kontaktami z naszymi partnerami, natomiast redaktor naczelna Lena Świadek skupiła się na coachingu.
Z grona zaprzyjaźnionych osób wytypowałyśmy dwójkę naszych bohaterów Michała
i Magdalenę.
I wszyscy przystąpiliśmy do działania. Ja na bieżąco korygowałam sposób odżywiania się,
a Lena pracowała z ochotnikami od strony psychologicznej nad problemem wagi, diety
i postrzegania swojego ciała. Bo umówmy się, tusza jest problemem psychicznym. Jest fizycznym symptomem nie- radzenia sobie z własnymi emocjami, brakiem akceptacji dla ciała, bezkrytycznym zapatrzeniem w poprawiane fotoshopem modelki pokazywane w prasie.
Okazało się, że zmiana sposobu odżywiania nie była wielkim problemem dla naszych bohaterów i tak naprawdę wszystko mogli jeść, byle z głową. To samo dotyczyło także ćwiczeń fizycznych. Potrafili wstawić je w swoje, jakże napięte grafiki i okazało się, że dzięki temu potrafią efektywniej gospodarować swoim czasem.
Rezultaty? Michał – 10 kg i stabilna waga ciała od ponad miesiąca,
Magdalena – 10 kg i zmniejszony rozmiar ubrań o 2 numery.
Nasi dzielni ochotnicy przez cały czas trwania programu opisywali swoje przeżycia
i odczucia na blogu, www.goodlifepoland.pl/blog
A teraz nasi wspaniali partnerzy.
Przede wszystkim ogromne podziękowania dla p. Ewy Kler (Marketing Coordinator Holmes Place Poland) oraz dwójki wspaniałych trenerów Aleksandry Czajkowskiej z Premium Clubs Hotel Hilton , która wstawała o 6 rano, aby trenować z Michałem i nie raz zostawała z nim do zamknięcia klubu,
i dla Michała Zielińskiego z Energy Clubs Galeria Mokotów, który krok po kroku przekonywał Magdalenę, że warto ćwiczyć i dopingował ją w jej poczynaniach..
Przekonali oni naszych ochotników, że ćwiczenia fizyczne mogą być wspaniałą rozrywką i służyć równocześnie naszemu zdrowiu.
Podziękowania dla Malayka Beauty Center w Hotelu Hilton za zaoferowanie zabiegów ujędrniających Body Mix RF dla Michała oraz dla Peggy Sage za kompleksowe zabiegi ujędrniające dla Magdaleny. Podobno maseczka winogronowa to marzenie.
Dziękujemy bardzo p. Pawłowi Wujkowskiemu z PR Cappuccino z Krakowa za dostarczenia dla naszych „odchudzających się” dzbanków na wodę (wraz z filtrami dodatkowo zaopatrzonymi w magnez) Anna by BWT Perfect Water Tea and Coffee.
Podziękowania dla p. Roberta Tecława z www.freshdiet.pl za dostarczenie doskonale zbilansowanych posiłków dla Michała oraz Magdaleny (w momentach dla nich kryzysowych).
Ogromne podziękowania dla p. Michała Dobrołowicza z Radia Kolor za ciepłe słowa wsparcia dla naszych działań, przeprowadzenie wywiadów z naszymi ochotnikami i podzielenie się tym ze słuchaczami.
A oto główne założenia „diety wolności, diety miłości”:
– Najważniejsze, żeby słuchać własnego ciała.
Organizmu, nie głowy! Przecież każdy jest inny i nie ma możliwości, aby jedna formuła działała na wszystkich tak samo. Dlatego właśnie sztywne diety nie działają.
Działa świadomość. Obserwowanie sygnałów ciała. Takie uczciwe, rzetelne. I radosne wychodzenie ciału naprzeciw, a nie biczowanie go reżimem i poczuciem winy. Jak reagujemy na agresywną dyktaturę? Buntem! To proste. Ale jeśli ktoś się zwróci do nas z uprzejmą prośbą i doceni nasz wysiłek, zrobimy dla niego dużo.
Ta sama zasada odnosi się do naszego ciała. Dlatego „dieta wolności, dieta miłości” działa. Oparta jest bowiem na motywacji pozytywnej: nie, że muszę się zmienić, bo jestem tak beznadziejna, gruba, etc. Lecz „pragnę się jeszcze ulepszyć i zrobię to w zgodzie z moim ciałem”. We właściwym dla niego tempie.
To jest właśnie klucz! Ciało to nasz przyjaciel. Ono wie najlepiej co nam potrzeba. Wystarczy się tylko w niego dobrze wsłuchać.
Wtedy proces odnajdywanie swojej idealnej formy i wagi jest radosną przygodą.
– Trzeba dostarczać ciału pożywienia co 3-4 godziny. W ten sposób podtrzymujemy procesy trawienne i ciało w naturalny sposób zamienia pożywienie na energię. Duży posiłek po długiej przerwie to ciężka cegła dla naszego żołądka, który musi zużyć o wiele więcej energii, by sobie z nim poradzić. Lepiej mniej, a częściej.
– Nauczyć się jeść więcej warzyw. Działają jak szczotka, która czyści jelita. Przegryzać marchweki, kalarepy, sałatki, pomidory, ogórki, a najlepiej to, co króluje w danym sezonie. Poleca się jeść 4 porcje warzyw dziennie!
– Z owocami rozsądnie. Jedna, dwie porcje dziennie wystarczą.
-Nie można zapominać o białku, głównym budulcu mięśni. Jest niezbędne, zwłaszcza kiedy ćwiczymy i marzy nam się muskulatura Dawida. Ważne, by nie łączyć go w tym samym posiłku z węglowodanami. A więc jeśli kurczak to z sałatką, a nie z ziemniakami. Wyjątek stanowi białko roślinne czyli kotlet sojowy możemy zjeść z kaszą.
– Istnieją diety, które sugerują, by przestać jeść węglowodany. Pamiętajmy jednak o tym, że nasz mózg potrzebuje ich do swojej pracy.
Drodzy czytelnicy i czytelniczki, do dzieła i nie bójmy się próbować.
Tak Michał, jak i Magdalena stwierdzili, że te 3 miesiące przewróciły ich życie do góry nogami. I czują się z tym szczęśliwi. Więc może warto zaryzykować i ….
Renata Romańska, Lena Świadek, www.goodlifepoland.pl
Zapraszam do:
http://www.rp.pl/artykul/9133,595549-Niepozorne–ale-smaczniejsze.html