Pewnie wam się wydaje, że ja pytam, czy oni bywają tam jako turyści albo inni zwiedzacze, co to się włóczą daremnie po świecie i nic, tylko „och” lub „ach”. Tymczasem chodzi mi o to, czy oni zwyczajnie bywają tam, jako tubylcy, fachowo zaś mówiąc, piwosze.
Teraz chyba pytanie postawione jest właściwie, czyli nawet pojmie je ten inteligent. Swoją drogą, budka z piwem to określenie cokolwiek może trudne, takich budek jest bowiem coraz mniej, zresztą występują jeszcze raczej na prowincji, czyli daleko od sanepidu. W razie potrzeby radzę spytać o tę budkę na przykład dziadka, ponieważ w czasach jego piwoszowania budki występowały nie tyle na-gminnie, ile na-osiedlowo. W każdym razie licznie. Tego, że komuś przeszkadzały, już nie skomentuję.
Tyle dodam, że budki istniały wcześniej, nim ktoś sobie o gminach przypomniał, choć osiedla już, owszem, stawiano. Ale nie dam głowy, czy wcześniej stawiano osiedla, czy piwo.
Pod budką z piwem zawsze jest bardzo fajnie: gadasz, ile zapragnie dusza i nikt ci nie przerywa, bo nikt ani myśli słuchać. Przegnać mogą cię z całkiem innego, nie sejmowego powodu. Pod budką zawsze przyznają ci rację, nawet gdy nic nie powiesz. Wystarczy, że wydasz jakiś dźwięk dłuższy. Z górnych albo dolnych rejestrów. Takiego komfortu nie ma nawet premier. Było nie było, premier, żeby mieć rację, musi jednak wydać dźwięk z górnych rejestrów. Za inne dźwięki miałby przechlapane. Ale na głupotę licencja wszędzie jest taka sama.
To wcale nie jest tak, że tubylcy pod budką składają się wyłącznie z brudnych, obszarpanych meneli, dla których szczyt szczęścia to piwo albo bełt owocowy pod wezwaniem sołtysa. Powiedzmy, że wanny oni nie widują całymi tygodniami i nie mają pojęcia, co to znaczy Armani czy Gucci, ale kto powiedział, że bez wanny nie można się umyć, albo że garnitur, zwany przez nich mundurkiem kretyna, robi człowieka z mężczyzny.
Wanna i garniturek to bardzo świeże wynalazki, ale piwo pijano chyba już w jaskini. Inteligentów pod budką nie to, że jest wielu, jednak się trafiają. Pod każdą można trafić co najmniej jednego. Z nimi jest taka sprawa, jak w Polsce z Żydami. Dokładnie taka sama. Po pierwsze, stanowią mniejszość. Po drugie, mało kto wierzy, że w ogóle istnieją. Po trzecie, wszystkiemu są winni.
Po czwarte, każdy należy do spisku. Do jakiego spisku? Do spisku, który ma na celu przegonić wszystkich spod budki, umyć w tej wannie, wyszorować, ubrać w garniturki i posadzić za biurkiem. Dla tubylców taki spisek stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo. Bo niby co oni mieliby robić za biurkiem? Pierdzieć w stołki, jak inne biurokraty? Oni wolą to robić na świeżym powietrzu.
Żaden tubylec, za żadne skarby nie uwierzy, że za biurkiem robi się inne rzeczy niż pod budką z piwem. Mówiąc po ichniemu, tu i tam „obija się gruchy”. Tyle, że pod budką przyjemniej. Wiem to z autopsji, bo sam pod budką bywam. Nie dlatego, że mam się za inteligenta, wręcz przeciwnie. Dlatego, że moje IQ dochodzi tylko w porywach do 60, przeciętnie oscyluje około 40-tki, poza tym jestem idiotą, co tubylcy uznają za sprawę wybitną.
Śmieją się do łez. Ja to bardzo cenię, bo u nich wszystko jest prawdziwe: i ten śmiech, i te łzy. A śmiać się, to oni też umieją naprawdę. Czas jakiś temu, na przykład, śmiali się do rozpuku, że jakaś komisja pali kota.
Co to za durna komisja i dlaczego ona pali biednego kota, po co, za co – o to nawet mnie pytali. Bo na te swoje pytania nigdzie nie umieli znaleźć odpowiedzi. Tego, co im odpowiedziałem, nie będę cytował, żeby mnie też nie spaliła ta komisja. Zamiast kota. A jeden inteligent, co im próbował tłumaczyć, że ta komisja jest po to, by palić głupie prawa, nie żadnego kota, musiał spod budki uciekać.
Jeszcze krzyczeli za nim, że prawa to by należało wszystkie spalić, zaś biednym kotom dać spokój, bo też chcą żyć i mają takie prawo. Prawo naturalne, rzecz jasna. Ten inteligent nawet piwa swojego nie dopił, inni to zrobili za niego. Bo pod budką nic się nie marnuje. To jest wiadome i bez palenia kota. Zresztą mogę wam powiedzieć, z jakiego powodu tak wiele ustaw musi trafić do kosza. Z bardzo prostego powodu.
Jakem stary idiota, możecie mi wierzyć, swoje w życiu widziałem. Każdy przecież wie, że sejm jest po to, by produkować ustawy. No to produkuje. Im więcej, tym lepiej. Z jakości, jak byle jakiego robola, nikt sejmu nie rozlicza. Sam czytałem w gazetach, że za którejś kadencji było tych ustaw za mało.
Że sejm był bardzo niemrawy i nie wyrobił normy. Ile wynosi ta norma, tego nie napisali. Ale wyraźnie tam stało, że nie chodzi o jakość, bo od tego są specjaliści, naród czeka jedynie na ilość. Więc teraz ten nadmiar musi trafić do kosza. A komisja jest po to, żeby nie wyrzucić czegoś naprawdę ważnego, bo nagle by się mogło okazać, przykładowo, że nikt nie musi podatku płacić, albo że biskup nawet w pełnym galowym stroju może nie mieć racji.
Strach pomyśleć. No to od tego jest komisja. Żeby sejm nadal miał robotę i żeby coś ważnego do kosza nie trafiło. A z tymi kotami to bujda, oczywiście. Poza hyclowymi obowiązkami, szanowna Komisja i tak ma zajęcie aż do emerytury.
Dla ZielonyDziennik.pl, Zbysław Śmigielski