Poziom niższy niż 4,20 za euro wydaje się mniej prawdopodobny niż wzrost powyżej 4,30 – ocenia Rafał Sadoch z Domu Maklerskiego mBanku. Jego zdaniem skokowe umocnienie złotego w połowie sierpnia było jedynie wynikiem zmiany koncepcji dotyczącej przewalutowania kredytów frankowych.
Analityk zaznacza, że w 2017 roku będzie wiele czynników ryzyka, które mogą spowodować, że deficyt budżetowy przekroczy 3 proc. To zaś będzie mieć negatywny wpływ na notowania krajowej waluty.
– W dłuższej perspektywie nie oczekiwałbym dalszego umocnienia polskiej waluty. W pierwszej połowie sierpnia umocnienie złotego wynikało ze zmiany koncepcji przewalutowania kredytów frankowych. Wszyscy obawialiśmy się, że ta ustawa frankowa będzie w dużym stopniu obciążała banki, co mogłoby mieć negatywny wpływ na polską gospodarkę. Prezydencki zespół ekspertów zmienił zdanie i wobec tego mieliśmy do czynienia ze skokowym umocnieniem złotego – tłumaczy w rozmowie z agencją Newseria Inwestor Rafał Sadoch, analityk Domu Maklerskiego mBanku.
Przedstawienie prezydenckiego projektu ustawy o pomocy frankowiczom pozytywnie wpłynęło na złotego, który umocnił się w stosunku do euro, czy dolara. Łagodniejsza od przewidywanej pomoc zadłużonym sprawiła, że kurs euro oscylował wokół 4,28 (najniższy kurs od 3 miesięcy), a dolara 3,84 (najniższy poziom od połowy czerwca). Zdaniem eksperta trudno się jednak spodziewać dalszego umacniania polskiej waluty.
– Spadki wobec poziomów euro poniżej 4,20 wydają mi się dość mało prawdopodobne. Już we wrześniu kolejne agencje ratingowe będą dokonywały rewizji oceny wiarygodności kredytowej Polski. Nie spodziewałbym się tutaj cięć czy pogorszenia, ale jest to pewnego rodzaju czynnik ryzyka – przekonuje Sadoch.
Gdy w połowie stycznia agencja S&P obniżyła rating Polski, kurs euro wzrósł do 4,50, wzrosła też rentowność polskich obligacji. Teraz rating Polski powinien zostać utrzymany, jednak niepewność może negatywnie wpłynąć na kurs złotego wobec najważniejszych walut.
– Agencje ratingowe będą raczej wyczekiwały rozwoju sytuacji. Mamy wiele znaków zapytania, co do stanu finansów publicznych w 2017 roku. W tym roku, mimo niższego niż oczekiwał rząd wzrostu gospodarczego, nic nieprzewidzianego nie powinno się wydarzyć. W przyszłym jednak dużo jest czynników ryzyka, które mogą doprowadzić do wzrostu deficytu budżetowego powyżej 3 proc. PKB – ocenia analityk.
Wstępny projekt budżetu państwa przekazany przez Ministerstwo Finansów Radzie Ministrów przewiduje, że dochody wyniosą w przyszłym roku 324,1 mld zł, zaś wydatki 383,4 mld zł. Deficyt ma być nie większy niż 59,3 mld zł, ok. 2,9 proc. PKB, którego wzrost przewidywany jest na poziomie 3,6 proc. Dużo będzie jednak zależało od ściągalności podatków i od spełnienia części obietnic wyborczych, które mogą spowodować większe zadłużenie.
Opublikowane przez GUS dane wskazują, że w II kw. tego roku PKB wzrósł realnie o 3,1 proc. (wobec spodziewanych 3,3 proc.). Słabsze dane gospodarcze sprawiają, że pojawiają się spekulacje na temat obniżki stóp procentowych, co nie wpływa pozytywnie na złotego.
– Dlatego poziomy euro niższe niż 4,20 wydają mi się obecnie mniej prawdopodobne niż wzrost powyżej 4,30, podobnie jak miało to miejsce w pierwszej połowie roku – wskazuje Rafał Sadoch.
newseria