Do końca lipca można wybrać, gdzie ma trafiać część pieniędzy ze składki emerytalnej. 72 procent internautów deklaruje wybór OFE – wynika z raportu Instytut Monitorowania Mediów. Im bliżej końca terminu składania deklaracji, tym więcej dyskusji nad słusznością wyboru jednej z opcji.
Najczęściej deklaracje wyboru padały na portalach społecznościowych – Twitterze i Facebooku.
– Wśród wszystkich internautów, którzy w swoich internetowych deklaracjach stwierdzili, że pozostają w OFE bądź wybierają ZUS, aż 72 proc. osób zadeklarowało zdecydowanie, że wybierają OFE. Takie deklaracje padały na Facebooku, Twitterze, forach ekonomicznych bądź na ogólnoinformacyjnych – mówi agencji Newseria Biznes Łukasz Jadaś z Instytutu Monitorowania Mediów.
Niecałe 30 procent osób wskazało, że nie składa deklaracji i wybiera tylko emeryturę państwową z ZUS-u. Od listopada, kiedy pojawiły się reklamy otwartych funduszy emerytalnych, w sieci średnio kilka razy dziennie pojawiały się wpisy o słuszności każdego wyboru. Najwięcej można było ich znaleźć na portalach społecznościowych (Twitter i Facebook) oraz portalach branżowych, dużo wpisów pojawiało się też na forum „Gazety Wyborczej”. Część wpisów była bardzo emocjonalna, niepoparta żadnymi danymi. Tam, gdzie rządziły emocje, pojawiało się też dużo wulgarnych komentarzy.
– W przypadku wielu użytkowników internetu deklaracja: „zostaję w OFE” lub „wybieram ZUS”, wiązała się z przytoczeniem cytatu bądź linku do wypowiedzi publicystów, ekspertów ekonomicznych, którzy popierali jedną z opcji i w jakiś sposób ją deklarowali – podkreśla Jadaś.
Temperatura dyskusji w internecie rośnie wraz z końcem terminu, w jakim można składać deklaracje o pozostaniu w OFE. Część internautów podkreślała, że pozostawienie pieniędzy w OFE to duże ryzyko, a im mniej ludzi wybiera fundusze, tym mniejsza szansa na zarobek. Ci, którzy zdecydowali część składek dalej przekazywać do otwartych funduszy, deklarowali, że emerytura z ZUS będzie niewystarczająca, ponadto pieniądze ze składek będą tam tylko wirtualne jako zapis na subkoncie. Nawet osoby, które jasno zadeklarowały wybór, często wyrażały wątpliwości związane z przyszłością składek – zwolennicy OFE przewidywali, że fundusze upadną, a ci których składki będą trafiały wyłącznie do ZUS, że system ubezpieczeń w obecnej formie nie ma szansy przetrwać.
W sieci nie brakuje też przejawów kreatywności internautów – satyrycznych wpisów i rysunków. „ASZ Dziennik”, który parodiuje poważne gazety, doniósł, że w maturalnym zadaniu o wyliczeniu składki do OFE, najwięcej punktów dostawało się za odpowiedź „zostaję w ZUS”.
– To humorystyczny felieton, który w internecie był często udostępniany, przede wszystkim na Facebooku, tak jak inne kreacje związane z OFE i ZUS. Rysunki satyryków, bardziej lub mniej zabawne komentarze, memy – to taki internetowy folklor, który także w przypadku decyzji ekonomicznych jest bardzo popularny – wyjaśnia Jadaś.
Zainteresowanie użytkowników sieci wyborem między OFE a ZUS nie przekłada się na faktycznie złożone deklaracje. Dane ZUS mówią, że do 23 lipca wpłynęło nieco ponad 850 tys. wniosków o wyborze OFE, eksperci szacują, że ich liczba może wzrosnąć do miliona (z 16,7 mln uprawnionych Polaków). Dyskusje w sieci trwały też mimo braku reklam otwartych funduszy.
– Zgodnie z przepisami prawa bezpośrednia reklama funduszy była zabroniona od 15 stycznia. Natomiast przed tą datą, od listopada fundusze wystartowały ze wspólną kampanią pod hasłem „Zostaję z OFE” – zaznacza Łukasz Jadaś.
Jak wynika z danych dostępnych w monitorującej reklamy w mediach aplikacji admonit, kampania promocyjna funduszy kosztowała ponad 15 mln zł. Najwięcej, bo aż 13 mln zł pochłonęły reklamy telewizyjne, przede wszystkim w stacjach prywatnych (TVN i Polsat) oraz w TVP1. Często spoty reklamowe pojawiały się również w stacji TVP Info (950 razy), były jednak znacznie tańsze – kosztowały 760 tys. zł (przy 3,7 mln zł w TVN i 1,7 mln w Polsacie).
Na reklamy radiowe OFE wydały ponad 1,5 mln zł (najwięcej trafiło do RMF FM), najmniej kosztowały reklamy w prasie (niecałe 900 tys. zł).
– Mimo że kampania trwała od listopada, a w styczniu było jej tak naprawdę tylko 15 dni, to właśnie styczeń był najbardziej intensywnym okresem promocji. Wówczas przez dwa tygodnie wydano niemal tyle samo, ile w listopadzie i grudniu – podkreśla Jadaś.
www.biznes.newseria.pl