Znów złe wieści. Pod koniec tego roku poziom bezrobocia ma znów osiągnąć czternaście procent. Spadki bezrobocia, które notowano ostatnio, zostały wywołane przez prace sezonowe. Zdaniem ekspertów, najpóźniej w listopadzie prace sezonowe zaczną się kończyć i bezrobotnych zacznie znów przybywać.
Bezrobocie zacznie się zmniejszać na stałe dopiero w drugiej połowie przyszłego roku.
– Brak symptomów, które by świadczyły o tym, że będziemy mieć długotrwałe ożywienie na rynku pracy, a w konsekwencji spadek stopy bezrobocia dlatego, że nie napływają szybciej oferty pracy. To, co obserwujemy w ostatnich miesiącach i będziemy jeszcze obserwować do późnej jesieni, jest związane z ożywieniem sezonowym w sektorze budowlanym i w sektorze przetwarzającym płody rolno-spożywcze – ocenia w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria prof. Maria Drozdowicz-Bieć z Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych.
Przypomnijmy – w lipcu bezrobocie wyniosło 13.1 procenta, a lutym było na poziomie 14.4 procenta.
Według profesor SGH szybkiej poprawy na rynku pracy nie przyniesie nawet wzrost koniunktury i produkcji w gospodarce. Prof. Drozdowicz-Bieć podkreśla, że przy pierwszych symptomach ożywienia producenci starają się lepiej wykorzystać dostępnych pracowników, np. poprzez wydłużenie godzin pracy lub zatrudnienie osób na niepełny etat.
– Najdroższym sposobem zatrudnienia z punktu widzenia pracodawcy jest zatrudnianie na cały etat, bo to wiąże się z nakładami finansowymi, z kosztami po stronie pracodawcy. Także zatrudnienie wzrasta znacznie później, już wtedy, gdy przedsiębiorcy mają absolutną pewność, że to ożywienie będzie, gospodarka będzie rosła, oni będą więcej produkować i że pokonali wszystkie problemy finansowe, jakie mieli do tej pory – zauważa prof. Drozdowicz-Bieć.
Profesor twierdzi, że trwałe ożywienie jest możliwe dopiero w drugiej połowie 2014 r. i wtedy dopiero będzie można spodziewać się trwałego spadku bezrobocia.
Pani profesor wskazuje też na sferę publiczną, która jest także odpowiedzialna za sytuację na rynku pracy. W Polsce można bowiem zauwazyć zjawisko wysypu ofert pracy w urzędach centralnych i regionalnych po zapowiedziach redukcji etatów w administracji.
– Wbrew pozorom zatrudnienie tam wzrasta. Częściowo to jest związane z napływem środków unijnych, bo trzeba pamiętać, że my teraz te środki unijne wykorzystujemy bardzo dobrze i rzeczywiście jest potrzeba zatrudniania pracowników w administracji publicznej, którzy by zarówno rozdzielali, rozliczali, przyznawali, ale i obsługiwali przetargi. Tak że to nie tylko wynika z działalności prewencyjnej, żeby nie stracić pracowników, ale również z autentycznych potrzeb – zaznacza prof. Drozdowicz-Bieć.
Michał Lisiak