Zielony Dziennik

„Przerwana lekcja muzyki" – recenzja.

Jest rok 1993. Na światło dzienne wychodzi książka-pamiętnik „Girl, Interrupted” mało znanej pisarki Susanny Kaysen, w którym rozlicza się z przeszłością naznaczoną piętnem szpitala psychiatrycznego.

Sześć lat później na ekrany kin wchodzi film ze scenariuszem opartym powieści Kaysen, o tym samym tytule (w Polsce przetłumaczono go na „Przerwana lekcja muzyki”).

Reżyserii podjął się James Mangold, kilkakrotnie nagradzany, dosyć popularny- ze zdziwieniem przyjęto, że podejmuje się ekranizacji książki niszowej, o trudnej tematyce. Ryzyko jednak się opłaciło i  Mangoldowi, przy pomocy Anny Hamilton, znakomitej scenarzystki („Goryle we mgle”, „Miłość i wojna”) udało się napisać świetny scenariusz i zrealizować go w niebanalny sposób.
Główną rolę powierzono Winonie Ryder, co nie było zbyt ryzykowną decyzją. Znana z ról w „Małych kobietkach” czy „Edwardzie Nożycorękim” była doceniana w środowisku aktorskim i nie można było jej odmówić talentu oraz dziewczęcego wdzięku i uroku. Niemal pewne było, że kolejny film z jej udziałem odniesie sukces. Jednak istniała obawa, że na ekranie nastąpi wojna o uwagę widza, bo angaż w „Przerwanej lekcji muzyki” otrzymała także Angelina Jolie, młoda, znana i równie rozchwytywana jak Ryder. Miała zagrać postać drugoplanową, socjopatkę Lisę Rowe, jednak jej gra aktorska wysunęła się na pierwszy plan i znacznie przebiła aktorskie umiejętności Winony. Tajemnicą poliszynela było, że gdy Jolie otrzymała Złoty Glob i Oscara za rolę w „Przerwanej lekcji muzyki”, Ryder popadła w depresję.

Na uwagę zasługują też postaci wykreowane przez Whoopi Goldberg i Brittany Murphy- ta pierwsza zagrała dobroduszną pielęgniarkę, którą swoim silnym charakterem pomaga Susannie i innym dziewczętom przetrwać w „psychiatryku”, Murphy wcieliła się w niezrównoważoną emocjonalnie Daisy, świetnie oddając ekspresję tej postaci.

Akcja filmu rozgrywa w się latach sześćdziesiątych, czasach intensywnego rozkwitu ruchu „flower-power”. Na tapecie mamy młodą dziewczynę, która nie znajduje zrozumienia w otaczającym ją świecie. Podejmuje nieudaną próbę samobójczą, po której trafia do szpitala psychiatrycznego Claytoon. Tu przekonuje się, jak cienka jest granica między „normalnością” a chorobą psychiczną.
Słowo normalność celowo ubieram w tym przypadku w cudzysłów, gdyż „Przerwana lekcja muzyki” utrzymana jest w dość paranoicznej konwencji i jak gdyby próbuje nas przekonać, że normalność nie jest prawdziwa i możliwa, że każdy z nas żyje w klatce swoich urojeń, często nie zdając sobie z tego sprawy.

Film odkąd tylko pojawił się w kinach, wzbudził wiele kontrowersji. Nieprzepadający za krytyką Amerykanie odnajdywali w „Przerwanej lekcji muzyki” krytyczny, choć nieco przerysowany obraz samych siebie- zamykających się na problemy, nietolerancyjnych, zaściankowych, próbujących ukryć te negatywne cechy za otoczką pozornej akceptacji i masowej kultury, uosabianej przez  puszkę coca-coli…

„Przerwana lekcja muzyki” kładzie duży nacisk na sam aspekt choroby psychicznej i na to, jak ciężko odnaleźć się człowiekowi choremu w środowisku ludzi zdrowych. Ale moim zdaniem najciekawszy w filmie jest sposób ukazania szpitala psychiatrycznego- nie jako miejsca, w którym można się wyleczyć, ale prawdziwego obozu przetrwania, szkoły życia, gdzie uczysz się być twardym i albo nim zostajesz, albo twoja psychika staje się jeszcze bardziej chora, niż była…

Oglądając ten film nie przykłada się zbyt dużej wagi do scenografii czy muzyki. Spełniły one doskonale swoją rolę, stając się uzupełnieniem gry aktorskiej, a nie narzuconym, przytłaczającym elementem.
„Przerwaną lekcję muzyki” ogląda się dobrze nawet w dzisiejszych czasach, mimo że pokazuje nam rzeczywistość, która już nie jest taka jak wtedy. Nie wiemy jednak, czy zmiana nastąpiła w szpitalach psychiatrycznych. Nie wiemy, czy nadal są to placówki, w których ciężko jest przetrwać kolejny dzień, nie tylko ze względu na chorobę. Nie wiemy, i nie dowiemy się dopóki nie nałożą nam kaftanu bezpieczeństwa, nie wcisną do gardła tabletek uspokajających i sami nie wylądujemy w „psychiatryku”.

A jak pokazuje „Przerwana lekcja muzyki”, jest to zupełnie możliwe i może czekać każdego z nas…

 

Sonia