Powsin – zielono mi

0
1990
views

Niedawno udałem się do Powsina w celu zaczerpnięcia wody oligoceńskiej. Chciałem wykorzystać dobrą pogodę i pojechałem na rowerze.

O tym, że w warszawskich rurach płynie czysta, zdatna do picia woda z kranu, słyszałem już kilka razy. Mimo wszystko jakoś nie mam przekonania do kranowianki. Może i jest czysta, ale mam wątpliwości związane z czystością rur, w których płynie. Pamiętam, będąc jeszcze dzieckiem, gdy mieszkałem na Mokotowie, sąsiad mówił, że jeździ do Powsina po wodę. Robiło to wtedy na mnie wrażenie. Taki kawał, na sam południowy kraniec Warszawy, tylko po to, żeby wypełnić kanistry wodą? Co tak niezwykłego jest w tym Powsinie? Pojechałem to sprawdzić.

Szybka przejażdżka metrem. Wysiadłem na Kabatach tuż obok hipermarketu, gdzie ludzie w pośpiechu robią zakupy, a czas odmierza sygnalizacja świetlna. Ścieżką rowerową sprawnie dostałem się na skraj lasu. Bez trudu znalazłem się na głównej alei i od tej pory jechałem już w towarzystwie innych rowerzystów. Stare drzewa skutecznie chroniły przed słońcem, jazda dzięki temu była o wiele przyjemniejsza. Gdzieś w krzakach mignęła mi tabliczka. Zwolniłem nieco i moim oczom ujrzał się napis: „Ścieżka zdrowia”. Faktycznie była tam ścieżka, na której postawiono wymyślne przeszkody, mury, drążki, mosty i liny. Po jej „przejściu” na pewno każdy będzie zdrowszy.

Po kilku minutach dalszej jazdy ujrzałem szlaban, jakby granicę. Pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, to przyjemny zapach. Okazało się, że tuż obok leży polana, na której Warszawiacy mogą grillować i palić ogniska. Zapach smażonego mięsa i warzyw tylko na chwilę odwrócił moją uwagę i pojechałem dalej.

Tym razem ujrzałem cały kompleks budynków i tablicę, że od tej pory nie mogę już jeździć na rowerze w trosce o odwiedzających Parku Kultury Powsinie. Posłusznie przypiąłem rower do jednego ze stanowisk do tego służących i zacząłem się rozglądać po okolicy.

Pomysłów na spędzenie czasu w Powsinie jest naprawdę wiele. W odległości około trzech kilometrów od metra Kabaty znajduje się kurort gdzie każdy znajdzie tam coś dla siebie. Można pojechać tam zaczerpnąć oligoceńskiej wody, zagrać w brydża, czy szachy. Na skarpie znajduje się amfiteatr, tuż obok stoi odkryty basen, kilkaset metrów dalej jest fitness club, można tam zagrać w kręgle, bilarda, jest też siłownia. Po drugiej stronie wąwozu są boiska do piłki nożnej, siatkówki, są nawet prysznice.

Jednym słowem, gdy ktoś ma ochotę aktywnie spędzić czas, niech zastanowi się nad Powsinem. Odnajdzie się tam rodzina z pociechami w parku linowym. Dzieciaki mogą się bawić przeskakując, w bezpieczny sposób pod okiem instruktora, niczym Robin Hood, z drzewa na drzewo. Można również wyjść z kolegami, wypożyczyć sprzęt, czy zrobić piknik na polance, gdzie zresztą leży przygotowane do palenia drewno. Wszystko w pięknej zielonej okolicy, gdzie jest cicho. Sam przez chwilę miałem wątpliwości, czy nadal jestem w Warszawie. Wrażenie pogłębia wizyta w ogrodzie botanicznym, gdzie na romantyczny spacer można zabrać dziewczynę, przeżyć tropikalny deszcz w szklarniach, czy przejść się prowizorycznym szlakiem przez Pieniny i Tatry, żeby zobaczyć roślinność tamtych rejonów. Wszystkie okazy są oczywiście podpisane.

To chyba jedno z najbardziej egzotycznych miejsc Warszawy, czemu nie zaprowadzić tam turystów zza granicy?

Wracając rowerem nuciłem sobie piosenkę naprędce wymyśloną: „piłkę kopać chcesz, do Powsina leć”, odliczałem dni, kiedy zaproszę bliskich na grilla. Dalej w uszach miałem odgłosy brydżowej licytacji: „Pik, dwa kier, trzy bez atu, pas” i nawet rozpoznałem kilka gatunków drzew!

Stanisław Ciarka