Do 16 września potrwa trzecia edycja festiwalu artystycznego organizowanego przez Zamek Królewski w Warszawie. Królewskie Arkady Sztuki to przedsięwzięcie łączące trzy przestrzenie: teatr, taniec i muzykę. Rozmowa z Tomaszem Taraszkiewiczem, dyrektorem artystycznym festiwalu.
Aleksandra Kolasa: Trwa trzecia edycja festiwalu. Tym razem bez baletu?
Tomasz Taraszkiewicz: Zrezygnowaliśmy z baletu klasycznego na rzecz teatru tańca, który jest bardziej dynamiczny. Nie zrezygnowaliśmy na stałe. W przyszłości chcemy w ramach festiwalu wystawiać widowiska baletowe, ale chcemy, żeby to były widowiska przygotowywane specjalnie na nasz festiwal.
W przeciwieństwie do baletu, teatr tańca to atrakcyjna forma dla wszystkich, ludzi młodych i dojrzałych. Jedynym kryterium jest wrażliwość na sztukę. Przychodzą ludzie bardzo dojrzali i ludzie młodzi z plecakami, albo z małymi dziećmi.
Jaką rolę odgrywa muzyka w teatrze? Muzyka może być za silna?
– Grałem w teatrze Jerzego Grzegorzewskiego, wybitnego, nieżyjącego już artysty teatru Studio. Pochodził z Krakowa, co nie jest bez znaczenia jeżeli chodzi o pewne motywy muzyczne i w ogóle o pewne podejście do sztuki. Muzykę zawsze komponował w tandemie z nim Stanisław Radwan, który jest fenomenalnym kompozytorem. Ta muzyka nigdy nie przeszkadzała, a jeżeli dominowała, to tylko w dobrym tego słowa znaczeniu – wspierała, podkreślała, albo nagle stawała się głównym aktorem, ale to nie przeszkadzało, bo nie było w dysonansie z akcją.
Natomiast takie rzeczy się zdarzają. Nie będę tutaj dawał przykładów, bo nie chcę nikomu robić przykrości.
Czy oprócz baletu coś się zmieniło w porównaniu do poprzednich edycji?
– W tym roku wprowadzamy więcej muzyki jazzowej. Ubiegłoroczny koncert Piazzolli był nieprawdopodobnym sukcesem frekwencyjnym. W którymś momencie trzeba było przeprosić gości i powiedzieć, że niestety, ale nie wejdą na koncert, bo już nie ma miejsc. Po tym doświadczeniu stwierdziliśmy, że w tym roku spróbujemy dać jedno ziarnko więcej. Były dwa koncerty o jazzowym charakterze. Pierwszy to koncert zespołu „Free Accordions”- trzech młodych ludzi, którzy grali na akordeonach. Drugi to „Trio jazzowe Anny Serafińskiej”, które grało muzykę Chopina, ale w konwencji jazzowej.
Po raz drugi na Królewskich Arkadach Sztuki wystąpił Teatr Gry i Ludzie z Katowic. Dlaczego?
– Zawsze powód jest ten sam. Jeżeli zespół przyjechał do mnie z czymś bardzo ciekawym i wiem, że na następny rok przygotowuje następne widowisko, to taki zespół zapraszam ponownie. Na przykład w dwóch poprzednich edycjach występował zespół „D.O.Z.SK.I.”.
Festiwal stawia na młodszych twórców. Jacy oni są, ci młodzi artyści?
– Młodzi artyści, kiedy zdarza im się występ publiczny, niezwykle się angażują. Nie są jeszcze obrośnięci rutyną. Są ludźmi, którzy poszukują własnego języka w sztuce, własnej formy wypowiedzenia się. Dla nich ten występ jest prawdziwym, wielkim przeżyciem i czymś ważnym w ich rozwoju. Są jeszcze bardzo młodzi i mają dynamikę, która fantastycznie przebija się przez scenę na drugą stronę.
Jednocześnie dbam o to, by byli to artyści profesjonalni. W Arkadach Sztuki nie ma miejsca na sztukę amatorską. To są ludzie, którzy koncertują i występują na scenie. To nie są debiutanci. Ja debiutantów nie biorę, bo się ich boję.
Dlaczego?
– Nie wiem, czego się można po nich spodziewać. Funkcjonują na rynku od niedawna i często mają jedną propozycję, a nie wiele.
Ma Pan możliwość obserwowania młodych artystów. Jakie można wyodrębnić nowe kierunki w teatrze?
– Funkcjonujemy w kilku płaszczyznach. Po pierwsze jest teatr biletowany, normalny z siedzibą, z budynkiem, który funkcjonuje w przestrzeni miejskiej. Tam się dzieje bardzo dużo interesujących rzeczy np. na spektaklach Grzegorza Jarzyny, czy innych artystów młodego pokolenia. Tam też jest cały czas próba wyjścia z tego pudełka, którym jest scena teatralna w klasycznym teatrze miejskim. Z drugiej strony są teatry uliczne oraz teatry plenerowe są bardzo różne. Tu nie ma jakieś jednej tendencji. Część teatrów plenerowych idzie w stronę teatru poetyckiego.
Dwa lata temu występował u nas taki teatr z Gdańska, który wystawiał spektakl, oparty na ludowych opowieściach kaszubskich. Sztuka opowiadała o życiu i śmierci. To było szalenie poetyckie, szalenie klimatyczne. I pięknie się prezentowało tutaj, na tym trawniku, na tle saskiej fasady Zamku Królewskiego. To był teatr trochę folkowy, klimatyczny, taki do zadumania się, do zamyślenia.
Ale są też teatry jarmarczne, które opierają się na tradycji komedii dell’arte albo wręcz średniowiecznego teatru jarmarcznego i one są zupełnie inne. Tutaj mamy połykaczy ognia i sztuki kuglarskie. To piękne, często dowcipne opowieści. Tak więc z jednej strony mamy teatr społeczny, a z drugiej – teatr poetycki.
Oba te teatry funkcjonują równolegle…
– Tak. Funkcjonują równolegle i często w tych samych przestrzeniach. Jedni i drudzy są zapraszani na te same festiwale, jedni i drudzy ze sobą konkurują. U nas tej konkurencji nie ma, bo my nie przyznajemy nagród. To jest święto sztuki, a nie ścigania się.
W repertuarze tegorocznej edycji festiwalu znajdziemy wiele różnorodnych propozycji. Nie jest ich za dużo?
– Nigdy nie jest za dużo sztuki.
Obserwuje Pan reakcje publiczności?
– Tak, staram się. Słyszę ich, nie trzeba ich nawet obserwować, wystarczy ich posłuchać. Jeżeli są skupieni, słuchają, to jest kompletna cisza. Potem jest nagle burza oklasków.
Dlaczego w tym roku warto wybrać się na Królewskie Arkady Sztuki?
– Repertuar jest niezwykle ciekawy i różnorodny. Myślę, że teatry tańca się spodobają i będą bardzo spektakularne. Będą też ciekawe teatry plenerowo-uliczne. Zaczęliśmy „Kuglarzami”, spektaklem, który nawiązuje do tradycji kuglarskiej jeszcze ze średniowiecza. Będzie też „Hamlet” zagrany przez aktorów teatru pantomimy „Mimo”, którzy na sznurkach będą mieli kukły. To „Hamlet” kameralny, w innym wydaniu niż jesteśmy przyzwyczajeni. Muzycznie będzie jazz, muzyka akordeonowa, klasycy wiedeńscy i chór Uniwersytetu Warszawskiego.
Który moment podczas organizacji festiwalu lubi Pan najbardziej?
– Najbardziej lubię otwarcie, najbardziej nie lubię zamknięcia.