Powrót do przeszłości

0
1441
views

Zawsze chciałam zobaczyć ducha. Realnie uwierzyć w nierzeczywisty świat, odgrodzony jedynie cienką linią od świata namacalnie istniejącego. Ujrzeć namiastkę innej rzeczywistości, ukrytej pod osłoną mglistej istoty.

I nie miał być to straszliwy potwór z trzema głowami, przypominający komercyjnego demona, stworzonego dla potrzeb cywilizacji spragnionej postępu.

Nie chciałam wcale usłyszeć przeraźliwego krzyku napełniającego nieludzkim strachem, wydobywającego się ze środka przybysza. To raczej zakrawa o kosmiczną fantazję. Pragnęłam spostrzec w oddali młodą, piękną, zwiewną postać bezszelestnie przemykającą przed moimi oczyma. Białego anioła, z jasną twarzą przytuloną do szyby, czekającego na przychylne spojrzenie wędrowca. Odzianą w romantyczną suknię utkaną z pięknych chwil minionego życia. Chciałam odkryć prawdę, rozwikłać zawiłą łamigłówkę w labiryncie egzystencjalnych zagadek. Pomóc zbłąkanej duszy przedostać się do odległej, utęsknionej krainy. Tajemnica z poprzedniego wieku mogłaby stanąć przede mną otworem, a ja, krok za krokiem, podążałabym śladem dawnych dziejów. To banalne, może trochę śmieszne, bezgranicznie infantylne, ale czyż nie piękne i naiwne? To mogłaby być fascynująca przygoda na pograniczu światów tak odległych, a jednocześnie tak bliskich sobie.

Być może udałoby mi się rozwikłać zagadkę jej tajemniczej śmierci. Odnaleźć bezdusznego mordercę, sprawcę okrutnej zbrodni lub pomóc w wyjaśnieniu samobójczej śmierci, niekoniecznie dokonanej z woli ofiary. Na koniec pomogłabym połączyć się po wieczne czasy niespełnionym kochankom, rozdzielonym przez zwaśnione rody czy niesprzyjające okoliczności ówczesnego życia. Piękna bajka, która nagle odrodziła się w głowie na skutek nieoczekiwanego pobytu w miejscu magicznym i przywołującym pragnienia głęboko zastałe, zapomniane w wirze codzienności.

Trudny dzień, nieprzewidziana sprzeczka czy niemiłe wydarzenie sprzyjają ucieczce ku zakurzonym marzeniom. Motywują do uprzątnięcia z nich poplątanej pajęczyny zapomnienia, narosłej podczas życiowej bieganiny. To nagła tęsknota za pierwotnym instynktem powrotu do korzeni. I tak, dzięki chwilowej rozterce, powróciłam do starych pragnień, powróciłam do domu. Chociaż wcale nie pochodzę z miejsca, które nagle i raptownie przygnało mnie w swoje progi, to są tam moje korzenie, podwalina życia. Tu wszystko się bowiem zaczęło. Przodkowie moi naznaczyli tę ziemię śladami swych zacnych stóp. Wzrastała tu również moja Mama, czerpiąc z pracy i znoju tych co odeszli bezpowrotnie, by dzięki temu móc dalej kultywować rodową tradycję pamięci o miejscu, z którego wyrosła. Spontanicznie odkryłam, że także i ja prawdziwie związana jestem z tą ziemią. Gdyby nie ci ludzie, którzy niegdyś żyli tu i kochali, nie otrzymałabym daru życia, za który jestem im bezgranicznie wdzięczna. I coś magicznego, wręcz nieziemskiego musi być w tym miejscu, skoro właśnie w chwilach smutku i goryczy moja Mama lgnie tam niczym zatroskane dziecko w matczyne ramiona, pełne ciepła i miłości.

To swoisty inkubator podtrzymujący przy życiu w momentach nieoczekiwanego i nagłego upadku, to żywe wspomnienia powracające tylko tam, u zarania swych dziejów. Przede wszystkim to te ślady dziecięcych chwil, kiedy beztroska ogarniała życie niedoświadczonego trudami człowieka. Tylko tam jest w stanie napełnić opustoszałe akumulatory energią wydobywającą się z wnętrza ziemi, w którą wrosła już na dobre. To miejsce odetchnięcia i powrotu do minionych chwil, które jako jedyne, mogą pomóc, gdy przychodzi smutek i rozczarowanie. Spacerując, chłonąc jak gąbka tamtejszą historię, tajemnicę upadłych rodów, po raz kolejny znalazłam się na terenie starego majątku dworskiego, który przywołał odległe pragnienia. Wpatrzona, oczarowana, może zakochana zrozumiałam, iż dom ten w całej swojej rozciągłości, w każdym calu sprzyjał wybujałej wyobraźni, ukrytej gdzieś tam w zakamarkach zatrwożonej głowy. Niemy świadek bezpowrotnie utraconych chwil, pomnik życia zamknięty w głuchych już ścianach. Okaleczonych, zimnych i odrapanych przez człowieka. Popadający w ruinę, opłakujący stare dzieje, wspominający lata świetności. Z każdą kolejną wybitą szybą odarty z godności. Posłusznie stojący na straży pamięci. A każdy wyłupany skrawek to jak krwawiąca szaleńczo rana, która nie może powstrzymać lawiny purpurowej mazi.

Ducha nie ujrzałam. Nie zobaczyłam mglistej postaci uwięzionej na strychu starego dworku. Wizualnie nie spostrzegłam odbicia tamtej rzeczywistości. Ale nie fizycznie, znacznie bardziej mistycznie, bo własnym duchem przeniosłam się w tamten odległy świat, kiedy to życie płomiennie tliło się w pustych teraz wnętrzach pradawnych dziejów. Niczym kadr z filmu „Noce i dnie” zajaśniał mi przed oczyma obraz bujnej roślinności zewsząd otaczającej majątek. Intensywny zapach herbacianych róż żywo unoszący się w powietrzu. W głowie huczał gwarny śmiech dzieci bawiących się w przydomowym ogródku. Być może zrywały pyszne truskawki, przepełnione czerwcowym słońcem, może szukały dżdżownic nieśmiało wynurzających się z pulchnej ziemi tuż po obfitym, letnim deszczu. Jasne buzie umazane śladami dzieciństwa. I świadomość ogromu historii, przed drzwiami której dano mi stanąć. Bo przecież tak wiele zdarzeń, chwil i rozmaitych momentów z życia pamięta ten dom, teraz pusty i wyobcowany. Nosi w sobie przeogromne brzemię i nie może z nikim podzielić się historią, która wydarzyła się na jego kamiennych oczach. Niemy, osłupiały, nieruchomo osadzony pomnik życia. To teraz inny świat, zupełnie osamotniony, pozostawiony sam sobie, bez pomocy człowieka skazany na zagładę. Puste wnętrza niegdyś z pewnością wypełnione antykami, barwnymi obrazami z uwiecznionymi sylwetkami ważnych postaci. Drogocenne przedmioty, pamiątki i trofea przypominające ważne i niepowtarzalne chwile z życia mieszkańców. To poplątane koleje losu, zawikłane sprawy. Żarliwe romanse, kiedy to kochankowie złączeni płomiennym uczuciem pokątnie skrywali się w zakamarkach i tajemnych skrytkach, by wyznać sobie wieczną, ponadczasową miłość dopóki śmierć ich nie rozłączy.

To ślad mrocznych tajemnic, kiedy to dotkliwie zranione nieodwzajemnioną miłością panny oddawały swoje życie w bezdennych wodach okolicznych stawów. Być może w tych pienistych głębinach ukrywały przed światem swój żal i rozczarowanie, a mętne fale okrywały ich zranione ciała i dogłębnie okaleczone dusze. Ile nieprzespanych nocy w pamięci skrywa dom ten, kiedy to wyczerpana matka tuliła bezbronne dzieciątko spragnione rodzicielskiej miłości. To gorzkie łzy smutku i rozpaczy, trudy znoju i lśniące smugi potu na czole, smak nikczemnie przelanej krwi oraz niezliczone krople wina w morzu pijaństwa. Powroty do rodzinnego domu po długiej nieobecności, kiedy to ojczyzna wzywała do boju. Wytworne przyjęcia i wiejskie biesiady, podczas których wino lało się strumieniami, a utuczone prosie obracało się leniwie na rozgrzanych do czerwoności węglach. Z pewnością ciągle jeszcze jest słyszalny w oddali tętent galopujących koni, pianie koguta o jasnym poranku, śpiew słowika wśród koron różnorodnych drzew. Te melodie na pewno jeszcze tkwią głęboko w uszach ścian tego domu, w jego historii i historii tych, którzy go niegdyś zamieszkiwali.

Wczuwając się w klimat tego miejsca, prawdziwie czułam ducha tamtych chwil i uniesień. Zastanawiałam się ile to jeszcze drogocennych, nie odkrytych przedmiotów skrywa w sobie ta pamiętna ziemia, zlana potem i krwią, po której stąpały znamienite sylwetki minionego świata. Uporczywie chciałam wierzyć, iż oni wszyscy teraz stoją wokół mnie i patrzą z oddali na zrujnowane marzenia, które niegdyś rozgrzewały ich serca płomieniem żarliwym. Nie ujawniają się otwarcie, lecz nieśmiało obserwują nieodwracalny upadek życia bezpowrotnie utraconego. Roztaczają pieczołowitą opiekę nad tym co jeszcze wciąż namacalnie istnieje. Być może płaczą sobie po cichu, w skrytości serca, patrząc na rzeczywisty rozpad tamtych chwil. To co budowali własnymi rękami, poświęcając całych siebie, teraz niszczeje i popada w ruinę. Jednak mimo wszystko mam w sobie taką nadzieję, że powracają w nich żywe wspomnienia odległych, miłosnych fascynacji, chwil radosnego dzieciństwa i cały ogrom tamtego życia, niewyobrażalnie wartościowego, pełnego po brzegi. Niezliczona liczba dni i nocy tam spędzonych. Mroźne zimy, gdy lśniący od promieni słońca śnieg skrzypiał zabawnie pod nogami, a tafle cienkiego lodu pękały pod niecierpliwymi stopami niesfornych dzieciaków. Gorące lata, obfitujące w nieprzebrane ilości owoców i warzyw. Wszystko przepełnione życiem, radością ale i smutkiem po części. To stukot zgrabnych obcasów wytwornych panien, rytmiczny krok wojskowych kamaszy, lekkie stąpanie małych nóżek po deskach skrzypiących od nadmiaru wrażeń.

Teraz, po upływie czasu, z pewnością zrodził się w sercach dawnych właścicieli majątku niewyobrażalny strach zwiastujący nadejście nowego. To wielka obawa, czy na miejsce pamięci wjadą buldożery, mające na celu zniszczyć pomnik życia. Momentami być może nadzieja, że znajdzie się ktoś kto ocali to realne świadectwo historii. Zakocha się i, spragniony głębszych wrażeń pozostawi przy życiu pamiętne miejsce. Doprowadzi do ponownej świetności, zapali światełko nadziei i zbuduje nowy świat na zakorzenionych mocno fundamentach. Odrestauruje okaleczone ściany, odzieje okna w nowe, jasne szyby przez k
tóre być może pozwoli swym dzieciom spoglądać na nowo powołany do życia ogród pełen świeżych kwiatów. Wszystko być może, prawdopodobnie, a dla mnie był to swoisty powrót do przeszłości. Chciałam w sobie ocalić od zapomnienia ziemię po której stąpali moi przodkowie, chociaż tyle by pomóc im żyć dalej, byleby tylko w jednej pamięci, byle coś pozostało, nie obróciło się w niepamięć. Nie można zapominać o własnych korzeniach. To jak jakbyśmy na własne życzenie wyrwali sobie wszystkie kończyny, poszarpali tkanki, mięśnie i próbowali żyć dalej. To nie egzystencja, to jałowa wegetacja zmierzająca jedynie do rychłego upadku.

To niezmiernie ważne by kultywować rodzime tradycje, nie pozwolić popaść im w ruinę, by wracać do przeszłości. Wracać do historii, z której wyrastamy, stanowiącej fundamentalną podstawę egzystencji, która jednocześnie jest jedyną nauczycielką życia, a to pozwala człowiekowi prawdziwie iść przez świat, w zgodzie z samym sobą, przeszłością, naturą, a przede wszystkim z Bogiem. Bo pogodzić się z tym wszystkim to nie jest taki błahy proces, to lata skrupulatnej praktyki. Lecz kiedy się tego dokona, nic nie będzie w stanie nas już złamać. Nic nie zachwieje tego co w życiu wartościowe i bezcenne. I wystarczy tylko być w takim miejscu, poczuć specyfikę klimatu, doznać fizycznie nieodczuwalnego uderzenia bezpowrotnie minionych chwil, by wiedzieć, że w życiu piękne są tylko te ulotne momenty.

To wszystko poczułam na własnej skórze. Przeniosłam się w dawny, odległy świat spełnionych marzeń i utraconych pragnień. Powiew wiatru we włosach , dotyk historii, która swym delikatnym muśnięciem sprawiła, że świat zapomniany, w mojej głowie realnie się odrodził i choć tylko przez moment, to na wieczność w niej pozostał.

 

ZielonyDziennk.pl, ILONA OPOLSKA