Jutro rusza system wypożyczalni rowerów Veturilo. Do dyspozycji rowerzystów będzie 57 stacji na ponad tysiąc rowerów. Znajdą się one w Śródmieściu, na Bielanach, Ursynowie i w Wilanowie. Największa wypożyczalnia powstanie przy ul. Traugutta, naprzeciwko bramy kampusu Uniwersytetu Warszawskiego. Będzie tam blisko 70 rowerów.
Aby skorzystać z wypożyczalni, trzeba zarejestrować się na stronie internetowej systemu Bemowo Bike (www.bemowobike.pl) lub witrynie wypożyczalni Veturilo (www.veturilo.waw.pl). Należy wnieść kaucję w wysokości 10 zł. Można to zrobić za pomocą przelewu lub karty kredytowej. Wypożyczenie roweru do 20 minut ma być bezpłatne. Kolejne 40 minut będzie kosztowało złotówkę. Za drugą godzinę korzystania z roweru trzeba będzie zapłacić 3 zł, a za trzecią – 5 zł. Każda kolejna godzina będzie kosztować już 7 zł.
Veturilo ma być kompatybilne z wypożyczalniami rowerów Bemowobike na Bemowie, które działają już od kwietnia. W marcu przyszłego roku zostanie uruchomionych kolejnych 70 stacji rowerowych. Wtedy też sieć zadebiutuje na warszawskiej Pradze.
Rozmowa z Rafałem Muszczyńko z Warszawskiej Masy Krytycznej
Aleksandra Kolasa: Skąd pomysł na stworzenie sieci wypożyczalni rowerowych?
Rafał Muszczyńko: Wielu mieszkańców Paryża czy Lyonu korzysta z tych systemów. To nie tylko zachęca nowe osoby do przesiadki z samochodu na rower, ale przede wszystkim zmniejsza korki w mieście. Przy tych działaniach prorowerowych należy zawsze mieć z tyłu głowy, że każdy nowy rowerzysta na mieście, to jest o jeden samochód mniej w korku.
Czy na popularnych liniach nie zabraknie rowerów?
– System to nie tylko rowery. To są też ludzie. Czasem, jeżeli sytuacja tego wymaga, przestawiają rower ze stacji do stacji. Gdy na Ursynowie studenci będą z rana jechać od metra do SGGW, może się zdarzyć, że wszystkie stojaki tam będą zajęte, a przy metrze będzie pusto. Administrator systemu na takie rzeczy reaguje. Uzupełnia rowery, których brakuje lub zabiera je z miejsca, w którym jest ich za dużo.
Warszawa jest przystosowana dla rowerzystów? Jest wystarczająca liczba ścieżek rowerowych?
– Nie. Warszawa ma duży problem z infrastrukturą rowerową, a w zasadzie z jej brakiem. Teoretycznie jest ponad 300 kilometrów dróg rowerowych, ale jak wejdziemy na stronę Urzędu Miasta i popatrzymy na mapę, to się okazuje, że drogą rowerową na przykład jest leśna ścieżka, która biegnie wzdłuż Kanału Żerańskiego. Nie jest ona absolutnie żadną drogą rowerową, co więcej, jest nieprzejezdna dla niektórych rowerów. Te trasy są też nieciągłe. Nie da się pojechać po drodze rowerowej, np. z Białołęki na Ursynów. Nie ma takich połączeń. Są jakieś poszczególne odcinki, na które wjeżdżamy na kilometr, dwa. Później trzeba się martwić, bo one nie łączą się w żadną sieć. Czasem kończą się na płocie Stadionu Narodowego albo na jakimś pomniku.
Co Pan sądzi o zakazie jazdy rowerem na Starym i Nowym Mieście?
– To jest chore. Toruń, Olsztyn, Wrocław czy Kraków – wszystkie te miasta mają otwartą starówkę. W Warszawie jak jest się mieszkańcem starówki, albo np. ulicy Chmielnej, gdzie też jest deptak, to można załatwić sobie pozwolenie, żeby wjechać tam samochodem. Wydaje mi się jednak, że nie ma możliwości, by dostać identyfikator, uprawniający do wjazdu rowerem. Wyobraźmy sobie sytuację, że mieszka dwóch sąsiadów, z których jeden ma samochód, a drugi rower. Ten z samochodem może legalnie wjechać i dowieźć pod dom, np. osobę niepełnosprawną. Potem musi ten samochód zabrać, by nie blokował starówki, co jest oczywiste. Ten zaś, który jeździ rowerem, nie może legalnie dojechać do własnego domu, mimo że on później rower schowa i nikomu nie będzie przeszkadzał. Mamy to wszystko postawione na głowie. System Veturilo, który moim zdaniem będzie wielkim sukcesem, sprawi, że z dnia na dzień pojawi się 1000, 2000, 5000 nowych rowerzystów.
Warszawa to zniesie?
– Całkiem możliwe, że ten system zafunduje miastu nowy problem. Osoby, które będą korzystać z Veturilo, to będą głównie niedoświadczeni rowerzyści. To będą osoby, które do tej pory jeździły komunikacją miejską lub samochodami. To będzie wielkie tsunami nowych rowerzystów, którzy nie mają żadnej infrastruktury, żeby po centrum jeździć. Poza kawałkiem drogi rowerowej przy ulicy Marszałkowskiej, w zasadzie w centrum nie ma dla rowerzystów nic. A ci nowi rowerzyści będą słabo wyszkoleni z jazdy na rowerze, nie będą przyzwyczajeni do ruchu. Najprawdopodobniej będą jeździć po chodnikach, a także łamać prawo (np jeździć po buspasach). Miasto zorientuje się, że ta infrastruktura rowerowa potrzebna jest na wczoraj. Masa Krytyczna w Warszawie to jest około 2000 rowerzystów. Tu będziemy mieli w przybliżeniu 5000 rowerzystów każdego dnia, którzy będą poruszać się we wszystkich kierunkach i będą niedoświadczeni. To oznacza, że będą konflikty z pieszymi i kierowcami. Na to trzeba się przygotować. Miasto powinno zacząć coś z tym robić.
To jest dobry pretekst, żeby coś się zmieniło…
– Mam nadzieję, że coś się zmieni. Do tej pory drogi rowerowe budowano wszędzie, tylko nie w centrum. Mam nadzieję, że jak tysiące rowerzystów wyjedzie na Warszawę, jak będą konflikty, to miasto wpadnie na pomysł, by stworzyć infrastrukturę rowerową. By przeznaczyć na to konkretne pieniądze i zrobić to szybko. Miasto musi postawić w centrum na rowery, teraz już nie ma innego wyboru.
Co Pan sądzi o kulturze jazdy w Polsce?
– Jest dużo do zrobienia. Jak się pojedzie do Niemiec, Holandii czy Danii, to kierowcy jeżdżą zupełnie inaczej – przede wszystkim wolniej. W Warszawie bardzo dużo ludzi ginie na ulicach i są to najczęściej piesi na pasach. To jest alarmujące.
Był Pan świadkiem sytuacji, w których kierowcy zachowywali się niekulturalnie?
– Jako rowerzysta zdarzyło mi się być zepchniętym do krawężnika, jako pieszy zdarzyło mi się nie zostać przepuszczonym na pasach przez kierowcę. Z takimi sytuacjami spotkałem się wielokrotnie. Dobre jest to, że to się poprawia. Złe jest to, że poprawia się bardzo wolno. Trzeba mocno stymulować zmiany, które się w tej mentalności dzieją. Jeszcze 10 lat temu zachowanie kierowców, rowerzystów i pieszych, to był totalny wschód. W tej chwili większość kierowców jeździ o wiele lepiej, rzadziej wymusza pierwszeństwo, zaczyna się rozglądać, wypatrywać pieszych i rowerzystów. Można się zastanowić, czy możemy sobie pozwolić na to, by to się poprawiało jeszcze przez najbliższe 60 lat. Moim zdaniem nie.
Problem polega też na tym, że do bycia rowerzystą nikt nie szkoli. O ile mając 30 lat można zapisać się na kurs prawa jazdy, o tyle nie ma żadnych kursów dla osób, które chciałyby nauczyć się jeździć na rowerze. Nie ma takiej oferty. Rowerzyści uczą się na drodze, metodą prób i błędów. To nie jest najlepsza metoda. Bardzo często ludzie, którzy mają kartę rowerową, nie umieją jeździć na rowerach. Urządziliśmy jako pierwsi w Polsce akcję uczenia rowerzystów przez rowerzystów. Można było sobie zamówić trenera, który przyjeżdżał w wyznaczone miejsce, o wyznaczonej godzinie.
Było duże zainteresowanie?
– Tak, spore. Pewnie będziemy tę akcję powtarzać. To pokazuje, że jest zapotrzebowanie na coś, czego nie powinni robić rowerzyści, ponieważ są od tego urzędy i służby, które na takie działania biorą pieniądze z budżetów miast. To jest parodia, żeby musieli to robić społecznicy.
Nie boi się Pan kradzieży?
– Mieliśmy informację, że rowery miejskie zginęły w Poznaniu i we Wrocławiu. To jest wliczone w koszty systemu. Cały system jest skonstruowany tak, że utrudnia kradzież. By z roweru skorzystać, trzeba się zalogować i wpłacić opłatę inicjacyjną. Powiązanie konkretnej osoby z jej numerem konta, daje możliwości do obciążenia finansowo osoby, która tego roweru nie oddała. Same rowery też są nietypowe.
Veturilo to opłacalne przedsięwzięcie?
– Koszty działania systemu są dość zrównoważone. Są reklamy, które na tych rowerach jeżdżą. Ja jednak nie wierzę w to, by z reklam można ten system utrzymać. Na tle wielkich bilbordów, reklamy wielkości roweru giną.
Sam będzie Pan wypożyczał rowery?
– Ja mam dwa swoje rowery, którymi jeżdżę na co dzień. Być może zdarzy się jednak sytuacja, że będę z systemu korzystał. Jeżeli na przykład nie będę mógł znaleźć miejsca parkingowego w okolicy, która mnie interesuje, albo gdy będę miał oddalony przystanek komunikacji miejskiej. Ja się do systemu już zarejestrowałem, tak na wszelki wypadek.
Aleksandra Kolasa