Kto kiedyś powiedział, że piłka nożna to taki sport, w którym gra się przez 90 min., a na końcu zawsze wygrywają Niemcy. Teraz to już tylko mit. Reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów, śladem Portugali pożegnała się z turniejem. Dzisiaj na stadionie w Kijowie zobaczymy hiszpańsko- włoską wojnę.
Portugalia vs. Hiszpania
Można mu wiele zarzucić. A to, że nie wytrzymuje presji w najważniejszych momentach, a to, że zamiast o meczu myśli o swojej perfekcyjnie umodelowanej fryzurze. W przedwczorajszym półfinale Cristiano Ronaldo jednak nie zawiódł. Dwoił się i troił, aby dać swojej drużynie upragniony awans do finału. Portugalczycy zagrali bardzo dobre spotkanie. Idealnie wyważyli proporcje pomiędzy obrona, a atakiem. Dość powiedzieć, że mistrzowie świata i europy Hiszpanie w pierwszej połowie oddali tylko jeden celny strzał na bramkę rywala. Najgroźniejszą bronią podopiecznych Paulo Bento były zabójcze kontrataki. Niezwykle szybcy Nani i Ronaldo na skrzydłach byli gwarancją powodzenia niemal w każdej kontrze. 90 minut twardej i nieustępliwej walki nie wyłoniło zwycięzcy i konieczna była dogrywka. W niej dużo lepsze wrażenie zrobili Hiszpanie. Ostatnie pół godziny gry to właściwie jedyny dobry fragment meczu w wykonaniu Mistrzów Europy. Stworzyli sobie nawet idealną sytuacje do zdobycia zwycięskiego gola, jednak Andres Iniesta fatalnie spudłował. Po dokładnie dwóch godzinach niesamowitej walki sędzia zagwizdał po raz ostatni, a na tablicy wyników wciąż mięliśmy rezultat nierozstrzygnięty. O tym kto zagra w wielkim finale miały zadecydować rzuty karne. Dla jednych to loteria, inny z kolei podkreślają znaczenie umiejętności strzeleckich i bramkarskich. Cóż chyba nie na darmo serię rzutów karnych, nazywa się również ,,konkursem” jedenastek. A wiadomo jak to w konkursie, zawsze wygrywa lepszy. Tym razem lepsi okazali się Hiszpanie, pokonując Portugalczyków 4-2. Zdecydowały niewykorzystane karne Joao Moutniho oraz Bruno Alvesa. Po istnym horrorze w finale zameldowali się podopieczni Vincente del Bosque. Po raz kolejny football okazał się niesprawiedliwy.
Z całym szacunkiem do umiejętności i sukcesów Hiszpanów, nie zasłużyli oni jednak na ten awans. Byli cieniem samy siebie, niczym nie przypominając drużyny sprzed choćby 2 lat. Czy to wystarczy na Włochów?
Forza Italia!
To miał być piękny wieczór dla niemieckich fanów piłki nożnej. Podopieczni Joachima Low’a mięli wreszcie zrewanżować się Włochom za porażkę w półfinale Mistrzostw Świata w 2006 roku. Zamiast jednak triumfu i euforii były łzy smutku i niedowierzania. Już w 20 minucie spotkania pierwsza bramkę dla Italii zdobył niepokorny Mario Balotelli. Niemcy zamiast ruszyć do odrabiania strat zachowywali się niczym ranione zwierzę. Byli powolni i zupełnie zdezorientowani. Nim się spostrzegli dostali cios numer dwa. 36 minuta spotkania i Mario Balotelli po raz drugi wpisuje się na listę strzelców. Piękne podanie, cudowna bramka. Już po pierwszej połowie Włosi byli jedną nogą w finale. Wystarczyło jedynie zagrać mądrze w obronie, a to przecież piłkarze Cesare Prandellego potrafią najlepiej. Druga odsłona meczu niewiele różniła się od pierwszej. Niemcy nie byli w stanie poważniej zagrozić bramce strzeżonej przez weterana Buffona. Kilka rozpaczliwych ataków i strzałów z dystansu nie mogło sforsować włoskiej defensywy. Niemców stać było zaledwie na gola pocieszenia w 92 minucie meczu. Rzut karny po zagraniu ręką przez Balzarettiego na bramkę zamienił Mesut Ozil. Dumni Niemcy byli w szoku. Nie przywykli do porażek, a na pewno nie do porażek w takim stylu. Tak słabo grającej drużyny niemieckiej nie widziałem od dawna. Sam trener Joachim Low patrzył z niedowierzaniem na to co dzieje się na boisku. Jego młodzi chłopcy odebrali lekcję dorosłej piłki.
W rolę profesora nienagannie jak zwykle wcielił się Andrea Pirlo. W mojej opinii jak dotąd najlepszy zawodnik turnieju.
Włochy vs. Hiszpania
Aż chce się zakrzyknąć: KTO WYGRA MECZ?! Zdania zapewne byłyby podzielone. Niezwykle ciężko wskazać faworyta tego spotkania. Przypomnijmy, że obydwa zespoły spotkały się już ze sobą w fazie grupowej tych Mistrzostw. Wówczas padł remis 1-1, a zespoły podzieliły się punktami. 1 lipca o podziale tytułu nie ma mowy. Zwycięzca może być tylko jeden. Charakteryzując po krótce obydwa zespoły Hiszpanów możnaby porównać do takiej idealnie zaprogramowanej maszyny, do której wnętrza dostało się jednak trochę piachu. Urządzenie funkcjonuje nadal, ale już nie tak skutecznie jak przed awarią. Wszystko trzeszczy i zgrzyta. Nie ma płynności i swobody w ich grze. Włosi z kolei to zespół idealnie przygotowany kondycyjnie do tego turnieju. Mimo, iż mieli 2 dni mniej odpoczynku aniżeli Niemcy, na boisku w ogóle nie dało się tego odczuć. Dodatkowo Prandelli poprawił grę Włochów w ofensywie, co przekłada się na liczbę strzelanych przez nich goli. Jednoznacznego i zdecydowanego faworyta nie ma.
Dla mnie jednak szala zwycięstwa przechyla się delikatnie na stronę Italii. Genialny Pirlo, nieprzewidywalny Balotelli, no i ten spokój w bramce, który gwarantuje Buffon. Nic tylko grać i wygrywać.
Hubert Sławek
Hiszpania mistrzem Europy 2012! W niedzielnym finałowym spotkaniu obrońcy tytułu pokonali Włochy 4:0.