Z pewnością nie wszystkim jest w życiu łatwo. Z pewnością wszyscy potrzebujemy wsparcia, motywacji, tak zwanych „silnych pleców” – w znaczeniu kogoś, kto nam pomoże, gdy dopadnie nas kryzys, czy gdy będzie nam wyjątkowo ciężko.
Osiągnąć w życiu cel, spełnić wszystkie marzenia nie jest wcale tak prosto, jeśli nie mamy odpowiedniej determinacji i nie wierzymy wystarczająco mocno w swoje siły. Oglądamy więc tych, którzy publicznie o swój cel walczą, nie zważając najczęściej na nic, na życiowe koszty, jakie ponoszą, na to, że czasem muszą udawać kogoś innego, rezygnować z siebie czy nawet ze swojej godności.
Program „Top model” w moim rozumieniu nie powstał tylko po to by paru biednym, pięknym dziewczynom się udało, by ich „american dream” się wreszcie spełnił. Gdyby tak było nie zatrudniono by przy jego produkcji pewnych, określonych osób, których zachowanie i słowa nie są często przyzwoite, wykraczają poza normy moralne i czynią z potencjalnych kandydatek na top modelkę produkty, które albo się sprzedadzą albo nie.
Smutne albo prawdziwe. Bo jak słusznie zauważyła Magdalena Środa (filozof, etyk, publicystka) w swojej książce „Kobiety i władza”: „Ciało jest bowiem dla kobiet zadaniem, balastem, lokatą kapitału i nadziei, koszmarem, którego istnienie uruchamia niemałą część nowoczesnego biznesu. Z kobiecym ciałem ciągle trzeba coś robić, żeby było jakieś, żeby się móc w nim rozpoznać lub by móc je zaakceptować.” To kobiece ciało gra główną rolę w programie TVN-u.
Często nieakceptowane przez uczestniczki i bezlitośnie komentowane przez jury, co z kolei powoduje silne emocje u tych pierwszych. Dodatek stanowi smutna życiowa historia, która ma wabić widza i poruszać. Szkoda tylko, że tak mało jest programów o silnych, pewnych siebie tak zwanych normalnych dziewczynach, które niekoniecznie muszą chcieć być „top model,” tylko lekarką w rejonowej przychodni.
Agnieszka Florczak