Węgry pod ostrzałem?! Co się dzieje na tych Węgrzech? Prezes Kaczyński wzywał do uczynienia z Warszawy drugiego Budapesztu. A Unia Europejska zagroziła niedawno, że gdy wejdą w życie proponowane uchwały – a w zasadzie nowa konstytucja, to rozważy wstrzymanie wypłacania dotacji unijnej.
Forint spada na łeb na szyje, pociągając w złą stronę polskiego złotego (dla inwestorów podobno jesteśmy w tym samym koszyku krajów i dlatego reagują kolektywnie na zmiany w jednym z krajów grupy). Węgry poprosiły o dużą pożyczkę, mającą na celu ratowanie ich gospodarki. Chodzi, o bagatela 10 miliardów euro – to na początek. Nieciekawie dzieje się w państwie naddunajskim.
Węgry od paru lat mają taką fajną, przypominającą rodzimą PiS, partię Fidesz. Przez parę lat dzierżyli władzę, po czym ją stracili. A następnie na fali niepowodzeń konkurentów znowu dostali ster władzy. I chyba im odbiło. Premier Węgier Victor Orban stał się najbardziej radykalnym przywódcą europejskim. Przywódcą z pełnią władzy w kraju. Polityk ten ma swoją wizję.
Wizję wspaniałą, ale ona nie ma wiele wspólnego z demokracją. Pierwszym tego przejawem była nowa ustawa o mediach. W myśl jej przepisów zdecydowanie została ograniczona wolność pracy – poprzez gigantyczne odszkodowania o jakie można się starać. Może wielkich graczy na rynku to nie dotyczy, ale wszelkich średnich i mniejszych uczestników taki jedno odszkodowanie mogłoby narazić na bankructwo. To istotnie ogranicza wolność prasy. A zatem wolność słowa. To jest jeden z powodów, dla którego Kaczyńskiemu marzyłaby się taka sytuacja. Tylko, że on takową posiadał – włącznie z bratem jako najwyższym urzędnikiem państwowym (prezydentem) – i jej nie umiał wykorzystać.
Teraz Victor Orban proponuje nową konstytucję, a z jego siłą w parlamencie jest w stanie ją przegłosować. Ale ona nie jest dobra ani dla Węgrów, ani dla Węgier. Kompletnym idiotyzmem pochwalił się dziś na Wiejskiej poseł Prawa i Sprawiedliwości broniący tego kraju przed nagonką Unii. „Czerwoną nagonką” – jak mówił poseł Stanisław Pięta. Jemu by się marzyło to co tam proponują? Bój się Boga człowieku! Nowe zmiany, które weszły od nowego roku obejmują ograniczenie niezależności banku centralnego (coś co PiS-owcom od dawna stało w gardle, zwłaszcza, że żaden prezes nie był im tak do końca przychylny, nawet mianowany przez nich) oraz dużą reformę prawa. Zwłaszcza przepis o przymusowym wieku przechodzenia sędziów na emeryturę – wiek obniżono z 70 do 62 lat. To oczywisty zamach na niezależność sędziów. 62 lata to za wcześnie, żeby sędzia odchodził na emeryturę. Bo największym walorem sędziego jest jego doświadczenie. Zmiany obejmują także nadzór nad instytucją opiekującą się danymi osobistymi Węgrów, zmniejszona zostanie niezależność instytucji stojącej na straży danych osobistych. Nie muszę mówić jakie to niebezpieczne. Może pan Orban nie jest złym człowiekiem, ale to nie znaczy, że jego następca będzie lepszy. I może Orban nie wykorzystać tych przepisów, ale znajdzie się ktoś, kto je wykorzysta.
Nie dziwią mnie obawy Unii Europejskiej. Węgry wyrastają na pierwszą autokrację wśród demokratycznych członków Wspólnoty. Tego nie można popuścić płazem. Jednocześnie ich gospodarka coraz bardziej chyli się ku upadkowi. Nie można mówić o kryzysie. Tam on już trwa dłużej niż ten w strefie euro. Ostatnio niepowodzeniem zakończyła się misja wysłanników Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który miał dać dużą pożyczkę stabilizacyjną Węgrom. Wysłannikom nie podobało się, że rząd partii Fidesz nie chciał redukować deficytu i zmniejszać zadłużenia. A partia populistyczna musi przekupiać swoich wyborców – w Polsce proponował to także PiS. Odpowiedzią rynków na porażkę był spadek wartości forinta, który pociągnął złotego za sobą. Poseł Prawa i Sprawiedliwości dzisiaj w wyjątkowo głupich słowach skrytykował postawę Unii Europejskiej, która domaga się poważnych zmian gospodarczych jeśli Węgrzy mieliby dostać jakąkolwiek pożyczkę. Przecież my także wpłacamy do budżetu unijnego! W ramach kija Unia straszy zablokowaniem pieniędzy z funduszu spójności. Poseł Pięta mówił, że to wypacza zasadę samostanowienia narodów, ale poseł zapomina, że sytuacja u naszych sąsiadów niestety rzutuje na nas. Jeśli tam jest źle, na nas też podejrzliwie patrzą. I to nas wymiernie kosztuje. Nie można sobie na to pozwolić podczas kryzysu. Na szczęście sejm wykazał się wyjątkową inteligencją i odrzucił uchwałę posła PiS. A może to zwykła arytmetyka partyjna?? Nie dowiemy się nigdy.
To wstyd, że polski poseł wypowiada takie banialuki. Nie ma go jednak jak ukarać. Poza odebraniem mandatu. To już za 3 lata, o ile coś się wcześniej nie wydarzy i nie będzie przyspieszonych wyborów – jak twierdzi Palikot. Pożyjemy, zobaczymy. Ale ja życzę Warszawy w Warszawie a nie, żadnego Budapesztu. Z całym szacunkiem do premiera Orbana… może on rzeczywiście chce dobrze. Ale wiecie jak to jest z piekłem? Wybrukowane jest dobrymi intencjami…
Artur Pomper