Irak – historia największej klęski USA. A miało być tak pięknie. Armia wejdzie, obali złego dyktatora, a potem wszyscy sobie wrócą do domu – tak najwyżej do pół roku, tak żeby zaznać lokalnego kolorytu. A potem wszyscy będą nam stokrotnie dziękować…
Ale nic dobrego nie może powstać na kłamstwie. A kłamstwem był powód dla którego Amerykanie weszli do Iraku. Tym pretekstem, bo nie powodem było podobno posiadanie przez Irak broni masowego rażenia. Skąd o tym wiedziano? Przez wiele wcześniejszych lat Amerykanie sami taką broń mu sprzedawali. I wszyscy inni także, żeby nie było niedomówień. Nasz kochany PRL też tam miał zbrojeniowe kontrakty. W każdym razi Saddam Husajn był kiedyś dobrym dyktatorem – bo był ich. To on rozpoczął wojnę z Iranem, w której zginęło około miliona cywili. Amerykanom to było bardzo na rękę – wszak problemy z Iranem mieli nie od dziś. Ale potem Irak zrobił coś głupiego – najpierw napadł na maleńki, ale szalenie bogaty Kuwejt, a potem podobno zaczął się zadawać z terrorystami… a przynajmniej taka była oficjalna wersja.
Potem były dwie szybkie wojny, których wojska Saddama Husajna nie mogły wygrać, bo nie miały szans. Po prostu się nie dało inaczej. Ale po tym jak Amerykanie zdecydowali się nie tylko dać po dupie dyktatorowi – po drugiej wojnie – postanowili tego dyktatora ukarać raz na zawsze. Odebraniem mu kraju. Nie, żeby ta persona była opłakiwana, ale pojmanie, a potem pokazowy proces nie był najbardziej chwalebnym co się stało na tym polu walki. Tak samo jak te zdjęcia lekarza zaglądającemu Saddamowi do gęby. Ale najeźdźcy, wśród których znajdowali się także Polacy (to przez wyjątkową podłość dwóch eksów – prezydenta Kwaśniewskiego i premiera Millera, o czym pisałem wiele razy) skruszyli swoje kopie na tym biednym w sumie kraiku. Bo tak naprawdę jedyne na czym zależało Amerykanom to była ropa naftowa, której Irak ma pod dostatkiem.
Dodatkowo gdyby udało się złapać kontrolę w tym strategicznym miejscu na świecie – poprzez stałą obecność wojskową (choć Amerykanie mają bazę floty w niedalekim Bahrajnie) to byłby dodatkowy plus przeciwko staremu wrogowi, który żywi złe zamiary – Iranowi. Tak – duża baza, lub bazy w Iraku zdecydowanie powstrzymałyby zapędy ajatollahów. To były dwa prawdziwe powody wejścia Amerykanów do Iraku, a my daliśmy się zwieść i pomagaliśmy im.
Na szczęście (nieszczęście) Amerykanie polegli. Może nie na polu militatrnym – bo tu tak jak przewidywano od samego początku wojsko irackie nie miało szans. Ale Amerykanie polegli na administrowaniu podbitym krajem. Popełniali błędy na błędach. Jednym z pierwszych było rozproszenie irackiej armii i policji. Nikt nie pilnował teraz terenu, a Amerykanie wraz z pomocnikami (głównie Brytyjczykami i także Polakami i innymi) nie byli w stanie opanować dość rozległego przecież kraju. I co z tego, że koalicja podbiła kraj, jak ten nie był a ni na chwilę spokojny. I dotąd nie jest. W Bagdadzie raz co raz wybuchają kolejne bomby-pułapki, nawet zachodnie media przestały ich już relacjonować – za często się zdarzały. Amerykanie kontrolowali starą dzielnicę rządową i w zasadzie nic poza tym. Tymczasem Kurdowie, którym niby obiecano niepodległość w zamian za poparcie stworzyli sobie namiastkę kraju. Ale niepodległości nie dostaną, bo na to nie zgodzi się sąsiednia Turcja – sojusznik Ameryki, który ma po swojej stronie granicy kolejne 10 milionów Kurdów. Pytanie co się stanie, gdy koalicja rzeczywiście wyniesie się znad Tygrysu i Eufratu? Czy Mosul i kurdyjska część się odłączą od Iraku, czy zostaną siłą spacyfikowane.
Nie udały się również demokratyczne przemiany. To prawda, że istnieje parlament, nawet wybrany drogą demokratyczną. Ale wydaje się, że Irakijczycy nie dorośli do demokracji – wszak przez tyle lat jej nie mieli. Nie mieli także żadnych tradycji demokratycznych w swojej historii. Dlatego też demokracja kuleje: parlament jest podzielony, rząd tak słaby, że nie radzi sobie nawet z utrzymaniem spokoju. Mosul i teren Kurdów jest poza jego jurysdykcją (choć Kurdowie oddają część zysków z ropy do wspólnej kiesy). W kraju zbyt dużo do powiedzenia mają skrajni radykałowie z jednym z mułów na czele. Iran nie zasypia gruszek w popiele i też swoje palce wkłada w sianie zamętu. Gdy Amerykanie wyjdą może tam dojść do wojny domowej. A wtedy znowu cena ropy wzrośnie…
Artur Pomper