Korea Północna po śmierci przywódcy. Stało się. Ostatnia oraz chyba najważniejsza tegoroczna śmierć może naprawdę coś zmienić – i jest szansa, że będzie to zmiana na lepsze. Kim Dzong Il nie żyje.
Zmarł – podobno – na zawał serca w wieku 70 lat. Pod rządami jego i jego ojca – Ukochanego Przywódcy Narodu kraj stał się prawdopodobnie najbiedniejszym państwem na świecie, pomimo sprzyjających warunków naturalnych. To kraj w którym 24 miliony osób głoduje mniej lub bardziej, a milion osób jest w armii. Te 24 miliony osób, prawie bez wyjątku jest biedakami. Kraj jest też postrachem demokratycznego świata – ma bombę atomową i jest jednym z nielicznym państw, które odważyłoby się jej użyć. A jej rakiety są w stanie dotrzeć do Japonii. To jest też chyba jedyny powód dla którego nikt nie chce wejść z wojskiem i raz na zawsze posprzątać bałagan zrobiony przez rodzinkę Kima. Irak ani Afganistan takiej broni nie mają (Irakowi przeszkodził Izrael kilkanaście lat temu).
Kim Dzong Il nie żyje i chyba nie będę się mylić mówiąc, że nie wiele osób będzie za nim tęsknić. To był zły człowiek. Dyktator, który przez swoje działania zagłodził na śmierć przynajmniej milion osób. Który swój naród doprowadził do nieprawdopodobnej nędzy, choć samemu otaczał się luksusem. Człowiek który szachował pół Azji swoimi bombami atomowymi. Co się stanie teraz z jego państwem? Któż to wie… Podobno jego najmłodszy syn ma zająć ster rządów, ale czy coś on zmieni? Na to pytanie nawet najwięksi specjaliści od spraw północnokoreańskich nie mają pojęcia. Podobno nawet o śmierci przywódcy nie wiedzieli przez kilka dni. Teoretycznie syn Kima, również Kim mógłby dzięki swojej armii wszcząć nową wojnę na Półwyspie Koreańskim. Jednak szanse na powodzenie ma znikome. Jego milion żołnierzy nie dojada, a uzbrojenie jest w najlepszym razie leciwe.
Odkąd upadł Związek Radziecki 20 lat temu skończyły się de facto nowoczesne zbrojenia. Poza tym Korea Północna nie miałaby czym za to wszystko zapłacić. Ze względu na brak pieniędzy nie udało się też własnymi siłami unowocześnić arsenałów. Kilka bomb atomowych (szacuje się, że mają od sześciu do dwunastu bomb, ale to są tylko szacunki, bo nikt naprawdę nie wie) wprawdzie jest w stanie zrobić niezłe spustoszenie, ale nie miałoby szansy na powstrzymanie wojsk Południowej Korei i Stanów Zjednoczonych (USA ma kilka baz wojskowych w Korei Południowej wraz z 40 tysiącami żołnierzy, które zostały tam po wojnie koreańskiej w latach pięćdziesiątych). Nie wierzę, że tam na Północy są sami idioci, którzy chcieliby swojego nieszczęścia. Jednak najważniejsze zadanie to zabezpieczenie tych nuklearnych głowic. To zadanie dla demokratycznego świata na teraz. Rozmowy na pewno się już toczą.
Najważniejsze pytania na ten moment, to co się stanie. Czy władzę przejmie faworyzowany prze Kim Dzong Ila najmłodszy syn, czy rozpocznie się wielka walka o władzę. Kluczowe zdanie na pewno będzie należeć do partii i armii. Mam nadzieje, że jest szansa na pokojowe rozwiązanie sukcesji i w jakiejś nieodległej przyszłości otworzenie się tego kraju na świat. Korea Północna nie musi wiele zrobić, żeby zostać przyjęta w poczet normalnych krajów. Wystarczy zmniejszyć armię i pozbyć się nuklearnych zabawek i zapoczątkować przemiany demokratyczne. Tylko czy ktokolwiek z aparatczyków partii oraz wyższych oficerów armii zechce się pozbyć władzy? Koreańczycy mają szansę, jaką dostaje się raz na pokolenie, albo jeszcze dłużej. Jednak przejście do normalności potrwa długo. To wyjątkowo biedne państwo, objęte całkowicie planowaniem gospodarki. Będzie im bardzo trudno przejść do demokracji, gdyż nie ma tam w zasadzie żadnej opozycji. Nie ma – bo z takimi ludźmi reżim się szybko rozprawiał – zabijając (w majestacie prawa) albo skazując na powolną śmierć w kopalniach uranu i innych kaźniach. Sam nie wiem która śmierć jest gorsza.? Trudno sobie też wyobrazić jak wyglądałoby przejście do demokracji oraz ukarania winnych opresji systemu. A bez tego nie można sobie wyobrazić normalnej przyszłości.
Czy w przyszłości jest szansa, żeby Korea Północna była bogatym i demokratycznym krajem? Oczywiście – popatrzcie na połączenie RFN i NRD. Wprawdzie sytuacja jest inna, ale doświadczenie tych dwóch krajów i jednego narodu może być bardzo cenne dla obu Korei. W tym momencie mówienie o połączeniu obydwu krajów jest pobożnym życzeniem, ale to jest cel do którego trzeba dążyć. Połączenie obu państw niemieckich było niezmiernie kosztowne, to jednak potencjały Korei Północnej i Wschodnich Niemiec są nieporównywalne, niestety na niekorzyść tego pierwszego państwa. Korea Północna to jedno z najbiedniejszych krajów na świecie. Jednakże nie ma żadnych wątpliwości, że Korea Południowa mogłaby tylko zyskać na takim połączeniu. Ale będzie ono musiało ponieść niesamowite koszty. W tym momencie wydaje się, że znacznie większe niż połączenie państw niemieckich. Tylko czy Koreańczycy dostaną taką szansę? Czas pokaże…
Artur Pomper