29.11.2011 Torquay
Dziennik emigranta: Sikorski daje czadu w Berlinie!
Radek Sikorski wypowiadał się w Berlinie. I to co powiedział miało duży oddźwięk w kraju i za granicą. Premier Tusk był zadowolony, oraz większość Europejczyków. Nawet nieszczędząca kąśliwych uwag opozycja. Oprócz oczywiście takiego jednego. Ten jeden – zadymiarz wielki, zwący się Jarosławem za słowa ministra chce postawić przed Trybunałem Stanu. Czymże się Radek tak zasłużył? Otóż powiedział, że państwa Wspólnoty Europejskiej powinny mięć tyle autonomii ile poszczególne stany USA. Oczywiście to była pewnego rodzaju metafora, ale Sikorski mówił o zwiększeniu się obowiązków Unii i jej członków. Czyli pogłębienie integracji. Miałoby to ocalić euro teraz i pomóc mu w przyszłości.
Przeczytałem uważnie słowa ministra. Mówił mądrze i do rzeczy. Nie prawił komplementów. Mówił słowa bolesne, słowa prawdziwe – zwłaszcza naszym zachodnim sąsiadom – Niemcom. Nie upiększał faktów. O czym mówił? O kryzysie strefy euro i o tym jak go przezwyciężyć.
Jego opis przyczyn kryzysu był trafny. Europa była zbyt optymistyczna w założeniach wspólnej waluty. Owszem reguły były, ale na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat sześćdziesiąt razy łamano zasady, ustanowione wcześniej. Sikorski mówił, że to właśnie Francja i Niemcy naruszały te zasady najczęściej. I że nie spotkała ich za to regulaminowa kara. Dlatego też pozostałe kraje pozwalały sobie na coraz więcej i więcej. Nasz minister mówił, że euro to dla Europejczyków świetna sprawa. Że wszyscy na tym zarabiają. Że znacznie zwiększyła się wymiana handlowa. A największymi beneficjentami tego wszystkiego są Niemcy i ich gospodarka. Pozostałe kraje również na tej wymianie skorzystały. Sikorski przytaczał suche fakty i podawał konkretne liczby (jak ktoś by chciał, to odsyłam do słów ministra).
Sikorski stwierdził, i głównie za to Kaczyński się oburzył, że dziś Polska nie obawia się napaści zbrojnej, talibów i innych terrorystów. Że nie trzeba nam się bać niemieckich czołgów, ani nawet rosyjskich rakiet rozmieszczonych za naszą granicą. Polski minister spraw zagranicznych powiedział, że większym zagrożeniem dla Polski jest upadek euro. I miał rację! To byłoby dla nas znacznie bardziej niebezpieczne niż jakiekolwiek zagrożenie zewnętrzne. Bo Polska handluje z Unią przede wszystkim. Naszym pierwszym partnerem handlowym są właśnie Niemcy. Sikorski powtarzał, że nasza wymiana handlowa jest większa niż Niemiec z Rosją, ale o tym większość naszych sąsiadów nie wie, albo bardzo trudno się tym wiadomościom przebić. A Niemcy są naszym największym importerem i eksporterem – stanowi on niemal jedną czwartą naszej wymiany handlowej! A nasza wymiana handlowa z Unią to prawie dwie trzecie ogółu obrotów. Dlatego właśnie jakiekolwiek zawirowania w strefie euro byłyby dla nas katastrofą.
Szef naszej dyplomacji powiedział też, że nie widzi dziś Europy bez Niemiec. Stały się one niezbędne dla Europy. Jednak po tych miłych słowach nastąpiła ostra reprymenda – Niemcy najwięcej skorzystały na euro i jako jedyne są w stanie je obronić – i to jest ich obowiązek. Sikorski stwierdził, że bardziej się boi niemieckiej bezczynności niż działania. I to jest święta prawda. Nie mamy dziś co się bać Niemców, tak jak chciałby Kaczyński i jego banda. Nie wiem skąd się bierze taka nieufność Kaczyńskiego – on jest za młody, żeby pamiętać wojnę. Czasem wydaje mi się, że wszystkie jego zagrywki ksenofobiczne są podyktowane tylko i wyłącznie bieżącymi rozgrywkami politycznymi. I dla nich zmienia się Kaczyński jak mu to pasuje. Dlatego też chciał postawić ministra przed Trybunałem Stanu (choć wiedział, że sejmowa arytmetyka nie pozwoliłaby mu na to).
Radek Sikorski zrobił jeszcze coś, co mi się bardzo podobało. Zaproponował rozwiązanie. Nie każdemu musi się podobać, ale przynajmniej ma coś do zaoferowania. Nie tak jak niektórzy . Minister zaproponował ustanowienie „sześciopaku” rozwiązań, które umożliwiłyby rozwiązanie problemów. Jego propozycje to generalnie wprowadzenie rzeczywistej odpowiedzialności za nie wywiązywanie się z przyjętych zasad, większa legitymizacja władz Unii poprzez wspólne listy polityków do Parlamentu Europejskiego. Sikorski chciałby, żeby Komisja Europejska miała większe uprawnienia – także ingerencję w politykę państw członkowskich dotyczącą ich budżetu. Chciałby także reformy Europejskiego Banku Centralnego, żeby stał się w pełni bankiem centralnym z prawdziwego zdarzenia i żeby mógł wyprzedzać i wychodzić na przeciw problemom. To co mówił minister nie jest ani łatwe, ani proste do zrobienia. Wymaga wielkiego konsensusu. Ale umożliwiłoby po pierwsze wyjście z kryzysu, a po drugie zminimalizowanie szansy ponownego w niego wejścia. A to w tym momencie jest najważniejsze.
Artur Pomper