Dziennik emigranta: priorytet rządu – walka z bezrobociem!
Co powinno być pierwszym priorytetem rządu Tuska? Kara śmierci, czy bezwzględne dożywocie? Krzyż w sejmie? Wyciągniecie religii ze szkół? Nie.
Najważniejszym zadaniem rządu powinno być zmniejszenie bezrobocia. To się opłaci na krótszą i dłuższą metę. Bo jeśli mniej ludzi jest na bezrobotnym, to mniej trzeba wypłacać zasiłków dla bezrobotnych i mniej pieniędzy wydaje opieka społeczna. Więcej pieniędzy wpływa do budżetu z tytułu podatków od wynagrodzenia. Pracujący więcej wydają pieniędzy – czyli więcej wpływa z tytułu podatku VAT – czyli budżet pęcznieje. A jak więcej wydają to wzrasta Produkt Krajowy Brutto – więc stosunek długu państwowego do kryteriów przyjętych w konstytucji jest łatwiejszy do utrzymania. Zmniejszenie bezrobocia jest więc najważniejszym zadaniem rządu.
Same korzyści płyną z większego zatrudnienia, a trzeba przypomnieć, że ponad 10 procent nie ma pracy. Jednocześnie trzeba powiedzieć – niemożliwe jest jednak zatrudnienie wszystkich. Przy zdrowiej gospodarce da się utrzymać bezrobocie w tak zwanych naturalnych barierach – około pięciu procent. To oznacza, że każdy kto chce pracować ma pracę, nie pracują ci, którzy nie chcą. Oczywiście to nie jest łatwe od osiągnięcia. Polska gospodarka nie jest na to nawet przygotowana, ze względu na wiele barier ograniczających rynek pracy.
Co trzeba i można zmienić? Trzeba przede wszystkim stworzyć elastyczny rynek pracy. Czyli możliwości zatrudniania i zwalniania pracowników w krótszym czasie. Żeby pracodawca mógł dostosować liczbę pracowników do aktualnego zapotrzebowania. Należy wprowadzić nowe formy zatrudnienia – możliwość pracy na godziny, pracy zdalnej (przez internet), pracy na godziny – tak jak w krajach europejskich. Trzeba zmienić prawo, mówiące o tym, że trzecia umowa na czas określony powinna być już na czas nieokreślony. Z pewnością części zwolnień dałoby się w ten sposób zmniejszyć.
Należy oddzielić ubezpieczenie medyczne od statusu bezrobotnego. Teraz Urzędy Pracy w znacznym stopniu zajmują się administracją ludzi, którzy potrzebują ubezpieczenia a którzy nie szukają pracy. Raz – wiedzielibyśmy ilu mamy rzeczywistych bezrobotnych. A po drugie – urzędnicy mogliby się zająć tym co najważniejsze – aktywizacją zawodową szukających pracy. Może wtedy mniej pieniędzy by się marnowało na niepotrzebne kursy i staże, które nie zmniejszają stopy bezrobocia.
Specjaliści mówią, że należałoby zróżnicować stawkę minimalną w zależności od regionu. Takie zachodniopomorskie, kujawskie czy warmińsko–mazurskie powinno mieć niższą niż śląskie, małopolskie czy mazowieckie. W ten sposób jest szansa na to, że część produkcji mogła by się przenieść z centrum na obrzeża, a ponadto umożliwiłoby utrzymanie miejsc pracy na gorzej rozwiniętych terenach. Teraz podwyżki stawki minimalnej uderzają w pracodawców właśnie w tych rejonach.
Dobrze by było, żeby nasi urzędnicy byli rozliczani z wykonywanych zadań – i odpowiednio dzięki takiemu systemowi byliby wynagradzani. Zobaczylibyście jak by się zmieniła nasza administracja. Może udałoby się wreszcie zreformować system kształcenia – żeby reagował szybciej na prawdziwe potrzeby rynku pracy. Teraz jest to w opłakanym stanie – mamy setki tysięcy magistrów politologii, ekonomii czy socjologii, a pracy dla nich nie ma i nie będzie.
Ci, co się znają na rynku pracy podkreślają, że szybsza powinna być ścieżka dochodzenia w rozprawach pomiędzy pracodawcami a pracownikami. Teraz jest to zbyt długie i uciążliwe.
Inna sprawa to już wielokrotnie powtarzane: likwidacja korporacji pracowniczych. Mamy zdecydowanie za dużo regulacji dotyczących zawodów. Mamy 334 zawody regulowane – taka Francja ma ich zaledwie 150, a to ogranicza ilość pracujących. A także ogranicza konkurencję oraz winduje ceny – popatrzcie na zawody komornika, notariusza czy prawnika. Ceny są tam bardzo wysokie i nie widać, żeby miały spaść w najbliższym czasie.
Te i inne propozycje nie są jakoś niezmiernie trudne do przeforsowania. Wraz z zapowiadanymi zmianami w emeryturach pomogłyby polskiej gospodarki. Mamy prawie 12% bezrobotnych. To zdecydowanie za dużo. Należy podnieść wydajność polskiego pracownika, wtedy można pomyśleć o wzroście wynagrodzenia. Tak, żeby się nie okazało, że zarabiamy już za dużo i przestaliśmy być konkurencyjni wobec innych gospodarek. Na razie odstajemy na tym polu w stosunku do naszych sąsiadów. Tym właśnie powinien się zająć rząd Tuska, a nie bzdurami…
Artur Pomper