Są ich tysiące. Niechcianych, niepełnosprawnych dzieci – z porażeniem mózgowym, zespołem Downa czy mózgiem uszkodzonym już w łonie matki alkoholiczki. Szanse na adopcje mają nikłe, przynajmniej w kraju.
Monika Jagodzińska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie, próbuje uśmiechem pokryć zakłopotanie. Jest bezsilna, gdy słyszy moje pytanie: jak wiele tych niechcianych dzieci jednak nie znajdzie rodziców? – W naszym społeczeństwie – większość! Aż 60% dzieci znajduje rodziców adopcyjnych za granicą. W Polsce średnio w ciągu roku trzy tysiące. Pozostałe czekają latami. Czasami nie znajdują ich nigdy – odpowiada.
– Małżonkowie, którzy przychodzą do ośrodka, deklarują, że przyjmą dziecko, które jest chore, jeżeli ta choroba podlega leczeniu i można ją wyleczyć. Natomiast trwała niepełnosprawność zniechęca ich do przyjęcia dziecka. Takie dzieci niepełnosprawne mają bardzo nikłe szanse na adopcję. Większość z nich trafia do adopcji zagranicznej – mówi o polskich realiach Monika Jagodzińska.
Tej prawdy dzieciom się nie mówi. Zawsze jest nadzieja – choć im dziecko starsze, tym szanse na adopcję są mniejsze.
Szansa na adopcję jest, choć w Polsce rzadko. Bo nowi rodzice najczęściej nie chcą decydować się na adopcję dziecka, które będzie już do końca życia niepełnosprawne. Ale takie odważne, zdesperowane osoby się zdarzają. – Są też takie przypadki, że do rodzin zastępczych trafiają dzieci z zespołem Downa – z podziwem mówi Monika Jagodzińska.
ADAM BOGORYJA-ZAKRZEWSKI
Partner ZD.pl, www.Eurogospodarka.pl