X Festiwal Prapremier – dzień szósty „Wroniec” – mroczna baśń o stanie wojennym
Spektakl „Teatru Kamienica” to na poły baśń, na poły musical, przedstawiony w surrealistycznej konwencji snu. Pokazuje stan wojenny oczyma siedmioletniego chłopca. Rolę Adasia gra sympatycznie animowana przez Kamila Króla lalka. Aktorzy, grający po kilka niekiedy postaci, często używają masek, zmieniając je na oczach widzów. Sporo tu autentycznych rekwizytów z epoki, jak hełmy i pałki zomowców, a także fotografii i filmów sprzed trzydziestu lat. Miasto symbolizują powycinane z kartonu warszawskie domy i pałac kultury, narysowane czarną kreską. Zresztą wszystko jest czarne lub szare, ponieważ po scenie przesuwa się „maszyna szarzyna”, odbarwiająca świat. Szare więc są też ekrany piętrzących się z boku sceny telewizorów bez obrazu z majaczącymi chwilami prezenterami w mundurach.
Milipanci nacierają na niewidzialny tłum przepięknymi, wykonanymi z cienkiego drutu karabinami, ochraniając się takimiż tarczami. To najciekawsze estetycznie rekwizyty tego przedstawienia. W zestawieniu z nimi kiczowato niestety wypada postrach tej scenicznej opowieści – tytułowy Wroniec, pokazany, jako gigantyczne ptaszysko utkane ze strzępów materiału, z niemal autentycznymi szponami. Jakby odkopany z teatru mojego dzieciństwa. Trochę w tej scenografii jest stylistycznego chaosu, który przy odrobinie dobrej woli można nazwać też kolażem. W szkolnych teatrach to się zdarza. A to w końcu też przedstawienie adresowane do młodych widzów, gwoli przekazania im klimatu jednego z najtragiczniejszych momentów powojennej polskiej historii.
Urzekająca w tym przedstawieniu jest z całą pewnością muzyka Mateusza Pospieszalskiego. Utrzymana w konwencji rockowej. Bardzo dynamiczna, często zmieniająca tempo i tonację, silnie oddziałuje na emocje widza; no i język Jacka Dukaja, który w oryginalnej postaci wybrzmiewa w kwestiach narratora.
Anita Nowak