Czy partiom potrzebne są programy polityczne do wygrania wyborów?
Każda partia polityczna ma w zasadzie jedno zadanie. Wygranie wyborów, żeby mogła rządzić. I to jest ich jedyny cel.
Ponadto każda partia w czasie wyborów i poza nimi jest niejako na wojnie. Na wojnie z pozostałymi partiami. A na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Jedną z formą ataku na przeciwników jest walka na emocje, lęki czy fobie wyborców. Drugą jest walka na programy wyborcze. W normalnych krajach to właśnie ten drugi sposób – walka na programy polityczne jest ważniejsza niż granie na emocjach. Ale nie w Polsce. Polska do krajów normalnych nie należy. Jeszcze nie. Przypomnijmy sobie Andrzeja Leppera i jego Samoobronę. Owszem miała ona program polityczny – ale był on podyktowany emocjami tłumu do którego był on adresowany. Trzeba przyznać, że metody Samoobrony były skuteczne. A ich argumenty niekoniecznie były nieprawdziwe. Jednakże sposób ich przekazywania nie był najbardziej uczciwy. Spadkobiercą Samoobrony jest teraz PiS, gdyż to ta partia przejęła wyborców Samoobrony w największym stopniu.
Jeśli przyjrzeć się partiom w Polsce, to w zasadzie wszystkie one próbują pozyskać wyborców drogą emocji. Najczęściej emocji negatywnych. Bo takie łatwiej wywołać. Stach, podejrzliwość, nieufność, zazdrość. Do wyboru do koloru. Zdecydowanie łatwiej jest tak prowadzić kampanię niż stworzyć dobry, rzetelny, a przede wszystkim możliwy program. Możliwy do ucieleśnienia. Bo mieć program to taka lista życzeń. To co by się chciało dać wyborcom w zamian za oddanie na nich głosu. Teoretycznie jest to transakcja wymienna, ale praktyka pokazuje, że wyborcy się nabierają na to za każdym razem. Bo jak już raz oddadzą głos, to nie ma szans na to, żeby rzeczywiście wyegzekwować obietnice z drugiej strony. Pamiętacie Wałęsę i jego „sto milionów dla każdego Polaka”? Jakiś zawiedziony Polak próbował Wałęsę zmusić do dania mu tych stu milionów. Sąd odrzucił jego wniosek.
Programy polityczne czyta niewielka ilość osób. Poza tym jak widać w ostatnim czasie propozycje programowe podbierane są między partiami. Jedna partia coś powie, druga podchwyci i tak już nie wiadomo który pomysł do kogo należy. Bo to nie jest tak, że którakolwiek z partii potrafi coś odkrywczego wymyślić. Nie mówiąc o dostarczeniu produktu – czyli o nowym prawie. Takim, które by coś zmieniało na lepsze. Tak więc dzięki temu, programy poszczególnych partii nie różnią się wielce między sobą. W końcu wszyscy mają te same wytyczne, dane wejściowe na których budowane są rozwiązania. Nie ma geniuszy w polskiej polityce. Nie zauważyłem.
Zupełnie inna sprawa, to czy wyborcy pamiętają co obiecywały im partie polityczne w poprzednich wyborach a co zostało z tego spełnione. Oczywiście większe szanse na realizację programu miała partia rządząca. Ale tylko dlatego, że jest się opozycją nie należy wykluczać, że da się coś przegłosować po naszej myśli. Wciąż jeszcze myślę, że propozycja dobrego prawa ze strony opozycji znalazłaby poparcie wśród posłów koalicji. A może jestem naiwny? Nie wiem. Mam nadzieje, że nie jest jeszcze tak źle.
Więc zapytajmy co z programów sprzed czterech udało się zrobić? Tysiące kilometrów nowych autostrad? Bez przesady. Nowe, odpolitycznione media publiczne? Hahaha! Walka z korupcją? Dobre sobie. Likwidacja agencji funduszy specjalnych. A po co? Taką listę można ciągnąć i ciągnąć. Ostatnio przeczytałem opinie ekspertów z okazji setnej sesji parlamentu. Okazało się, że produkcja prawa idzie posłom świetnie. Ale nie jest to dobre prawo. Trybunał Konstytucyjny miał pełne ręce roboty w ciągu ostatnich 4 lat.
Programy mogą być pomocne w zdobyciu głosów, ale gdy wszystkie partie mają mniej więcej tą samą receptę na bolączki przeciętnego Polaka – nie da się w ten sposób racjonalnie wybrać kogokolwiek. Zostają, znowu, emocje. Powodzenia w Waszym wyborze – już za mniej niż 3 tygodnie…
www.ZielonyDziennik.pl, Artur Pomper