29.04.2011 Torquay
Dziennik emigranta: fantazja polityczna, czyli co bym zrobił jako dyktator Polski
Jak już pisałem parę dni temu jestem rozczarowany tym co się w Polsce działo przez ostatnich pięć lat.
Zamiast ruszyć do przodu stanęliśmy w miejscu, a w pewnych sferach cofnęliśmy się do tyłu. Winą za ten stan rzeczy trzeba widzieć w olbrzymim oddaleniu polityków od ludzi oraz od ich rzeczywistych problemów. Te problemy to bezrobocie, utrudniony dostęp do służby zdrowia czy przyszłe emerytury, a nie pomnik śp prezydenta Kaczyńskiego na Krakowskim Przedmieściu. Zatem pozwoliłem sobie na fantazję polityczną, co bym zrobił, jakbym został dyktatorem Polski. Oto co mi wyszło.
Na początku postarałbym sobie dać wszelkie możliwe uprawnienia jakie daje konstytucja, żeby po jakimś czasie zmienić ustawę zasadniczą w ten sposób, żeby to co zamierzam było zgodnie z prawem. To znaczy postawiłbym siebie ponad prawem – sam nie mógłbym zostać poddany odpowiedzialności, za to mógłbym wszystko. Zająłbym się potem także samym parlamentem. Zrezygnowałbym w ogóle z Senatu (w Szwecji panuje taki model, zmiany konstytucji wymagają przegłosowania ich w dwóch turach – drugi raz głosuje parlament wybrany w kolejnych wyborach, więc w Polsce można by zrobić to samo). Mniej więcej zrobiłbym to jak pierwsi cesarze rzymscy – oni utrzymali instytucje republikańskie – tak dla niepoznaki, ale te najważniejsze sprawy trzymali w swoich rękach. Ograniczyłbym także liczbę posłów o połowę – bo mieliby mniej pracy. Przyniosłoby to od razu spore oszczędności. Mniej diet, mniej biur poselskich i w ogóle wydatków na ten cel. Zlikwidowałbym całkowicie finansowanie partii z pieniędzy państwowych. Wprowadziłbym też cenzus wykształcenia dla kandydatów na posłów. Zastanowiłbym się nad cenzusem majątkowym – wszak ludzie bogaci rzadziej ulegają korupcji (bo już mają).
Mam nadzieję, że politycy PiSu, Platformy, PSL i SLD sami wyjechaliby za granicę, a jak nie – postarałbym się, żeby tak zrobili jak najszybciej. Tak na 10 lat. Potem, może mi przejdzie złość na nich. Banicja pod karą więzienia. Trybunał Stanu za to, co zrobili Polsce. Przy okazji dobrałbym się do dupy także ojcowi dyrektorowi – za podżeganie do nienawiści. Znalazłbym takiego sędziego, który by się nie bał. Choćby za cenę tego, że bardziej bałby się mnie. Ale czasem trzeba wybierać mniejsze zło. Gdzie to powiedziano, że cel uświęca skutki? Machiavelli?
Potem byłby czas na biurokrację. Tu należałoby oczyścić tą stajnię Augiasza raz na zawsze. Na pierwszy ogień poszły by Urzędy Skarbowe – przynajmniej połowa tamtejszych pracowników byłaby zbędna, jeśli wprowadziłoby się liniowy podatek zamiast tego, co jest obecnie. Tak samo dla przedsiębiorców (oni już to mają, ale nie wszyscy) Ponadto zwolniłbym 10% pozostałych urzędników tak na początek, a potem zarządził utrzymanie poziomu wydatków na takim samym poziomie przez następne kilka lat. To samo zarządziłbym na szczeblu samorządowym, bo przecież i tam dochodzi do marnotrawstwa.
Potem przyszedłby czas na ZUS. To niemożliwe, żeby trzeba było wydawać 4 miliardy rocznie na jego potrzeby. Oj skończyłoby im się. Jestem święcie przekonany, że połowa pieniędzy by im wystarczyła, może kosztem wielkich budynków jakie sobie pobudowali. Ale na nie z pewnością znalazłoby się zapotrzebowanie.
Raz na zawsze pozbyłbym się wszystkich tych przybudówek w rodzaju Agencji rządowych i specjalnych funduszy. Tu też udało by się zlikwidować niepotrzebne etaty. Z racji tego, że nie potrzebny byłby urząd prezydenta i premiera – bo ja osobiście trzymałbym te dwie funkcję zwolniłoby się kolejnych parę posad. Oczywiście trzeba tym ludziom znaleźć pracę – i tu miejsce dla popisu nie dla Powiatowych Urzędów Pracy, ale dla przedsiębiorców, którzy otrzymaliby zachęty podatkowe żeby zatrudniać nowych pracowników. Jednocześnie pozostałych pracowników wszelkiego rodzaju ministerstw zmusiłbym do zmniejszania ilości licencji, zgód, koncesji jakie przedsiębiorcy muszą ponosić. Po to, żeby im się łatwiej zarabiało pieniądze. Inna sprawa, że dałbym możliwość odpisywania od podatku wszelkich darowizn na sztukę i naukę.
Dążyłbym do tego, żeby to właśnie Polska stała się prawdziwym przodownikiem w ochronie środowiska – to powinno być polskim znakiem rozpoznawczym. Środowisko naturalne! Tak jak Finlandia przoduje w elektronice, dzięki Nokii – Polska powinna zainwestować w ekologiczne technologie. Bo przecież mamy dużo do nadrobienia – cały ten czas komunizmu w którym nie liczono się z dewastacją przyrody. Może udałoby się, żeby w Warszawie woda w Wiśle była równie czysta co w Tamizie w Londynie. Im się udało, to dlaczego nam miałoby się nie udać. W tym celu zaostrzyłbym także prawo, które znacznie surowiej karałoby wszystkich odciskających złe piętno na naszym środowisku naturalnym. I tu wcale nie chodzi o pieniądze – złapany na gorącym uczynku miałby pracować – choćby sprzątać lasy. Zobaczycie jakby wyładniało. W try miga! Nasze kochane uczelnie wyższe miałby przed sobą cel – w którą stronę powinny kształcić nasze przyszłe pokolenia. Bo to jest przyszłość. A potem można by eksportować nasze technologie na cały świat.
Nie mam najmniejszej ochoty zamykać granic, albo wyprowadzać polski z Unii Europejskiej, ale z pewnością długo zastanawiałbym się czy wprowadzić w Polsce euro. Zobaczmy na razie czy przetrwa perturbacje, potem się okaże. Z pewnością starałbym się, żeby nasz kraj spełniał warunki przystąpienia do unii monetarnej – bo one nie są wcale takie głupie. Z pewnością nasz kraj w Unii Europejskiej doprowadziłby do utworzenie europejskiego wojska. W końcu gdzieś trzeba naszych żołnierzy szkolić w razie gdyby cokolwiek się działo. Poza tym moglibyśmy na tym też coś zarobić – choćby na produkcji sprzętu wojskowego. Bo przecież kiedyś to był główny produkt eksportowy naszego kraju (zanim zmienił się ustrój a na nasze rynki weszli Amerykanie, Brytyjczycy czy Francuzi)
Nie obiecywałbym także niczego od razu, niczego szybko. Bo to jest po prostu niemożliwe. Wierzę, że ludzie zrozumieliby, że nie można mieć wszystkiego już, teraz, natychmiast. Stopniowo. Krok po kroku. Ale za to bez owijania w bawełnę, że od razu będzie dobrze. Nie tylko lepiej, ale że będzie dobrze. W każdym razie jakby mi się udało, to może po 10 lub 20 latach oddałbym władzę znów jakieś demokratycznie wybrano grono. Może udałoby się takie pokolenie, które nie tylko chciałoby dla siebie i pod siebie, ale żeby przede wszystkim swój kraj stawiało na przedzie.
Czego Polsce i Państwu życzę…
Artur Pomper