1 maja w Rzymie niebywała sprawa – beatyfikacja zmarłego sześć lat temu papieża – Polaka Jana Pawła II, Karola Wojtyły.
* Jana Pawła II błogosławionym, ogłosił Benedykt XVI
To wydarzenie niezwykłe żeby beatyfikować osobę, którą się pamięta. Zwłaszcza jeśli to papież. Jedyny żal pozostał, że nie ogłoszono go świętym od razu, z pominięciem beatyfikacji. Santo subito – to byłoby piękne. Tak na pewno chciałoby pokolenie JP2. Ale co to jest pokolenie JP2? Czy coś takiego istnieje? Jeśli tak to ja powinienem do niego należeć – bo to pokolenie osób, które nie znało żadnego papieża przed Karolem Wojtyłą. To medialne określenie wymyślono nie jak się powszechnie uważa po śmierci papieża – Polaka, ale jeszcze w 1997 roku, gdy głowa kościoła katolickiego uczestniczyła na kolejnym spotkaniu z młodzieżą. Bo przez 27 lat swojego pontyfikatu Jan Paweł II, zwany przez niektórych Wielkim szczególną wagę przywiązywał do dialogu z młodzieżą.
Powiedzcie mi, jeśli się mylę. Ale wydaje mi się, że pokolenie JP2 to raczej pobożna mrzonka. Byłoby świetnie gdyby ta grupa młodych ludzi była nadzieją kościoła katolickiego na nowe tysiąclecie, ale jakoś tego nie widzę. Jakoś tego nie czuję. Spośród kilku tysięcy Polaków, jakie zamieszkuje moją okolicę hrabstwa Devon największą ilość osób jaką spotkałem na mszy było trochę ponad setka – i to była pasterka któregoś Bożego Narodzenia! A przecież tu raczej przyjeżdżają ludzie młodzi – rocznikowo pasujący do ram tej grupy. To oni powinni być zaangażowani w sprawę kościoła. A tu nic. Wydaje mi się, że to pokazuje coś zupełnie przeciwnego. Ani razu też, będąc w Anglii przez 5 lat nie udało mi się porozmawiać tak głębiej o kościele, czy religii. Nie wiem czy nikogo to nie obchodzi, czy wolą to ludzie zachowywać dla siebie. A mnie się wydawało, że o religii trzeba mówić otwarcie. Myślę, że to było przesłanie Jana Pawła Drugiego – że trzeba nam aktywnego członkostwa w Kościele. Chodzenie do kościoła, owszem jest potrzebne, ale trzeba czegoś więcej niż to.
Konia z rzędem kto przeczytał choćby jedną encyklikę papieską. Sam wcale nie jestem lepszy, jakoś nigdy mnie do tego nie ciągnęło – ale z pewnością są inni, dla których takie sprawy są ważniejsze. Jakoś nie dane było mi ich spotkać. I z nimi porozmawiać. A naprawdę chciałbym. Z tym że szukanie inspirującej rozmowy na jakikolwiek temat ostatnio jest cholernie trudne. Nie ma z kim. I czasem zastanawiam się czy jest po co. Ja bym chciał jakiegoś ścierania się poglądów. Jakiejś wymiany zdań. Kulturalnie, byle nie nudno. I żeby ludzi potrafili swoje stanowiska poprzeć jakimiś argumentami. A tu nic. Intelektualna pustka. I tak od pięciu lat.
Powiedzcie mi czy tylko ja tak mam? Czy może to jest jakiś szerszy trend? Bo naprawdę ciekawe rozmowy na jakikolwiek temat przeprowadzam w Polsce. Ktoś może mi zarzucić, że się czepiam, albo, że powinienem prowadzić takie dyskusje przez internet. Jednak wydaje mi się że po pierwsze warto rozmawiać na każdy temat. Jak inaczej poszerzać horyzonty? Jak inaczej rozwijać się? Zaś co do internetu – to nie lubię rozmawiać z ludźmi w ten sposób. Rozmawiając nawet przez Skypa coś ulatuje z prawdziwej rozmowy. Nie mówiąc już o komunikatorach – bo te zabijają rzetelną rozmowę. Bo z przekazu jakim jest każda rozmowa słowa stanowią 7% ogółu – reszta przekazu to sposób jaki mówimy, nasze emocje których zwykły tekst nie przekaże. To intonacja, tembr głosu, to wreszcie cała mowa ciała – gestykulacja, mimika. I jeszcze wiele osób. Więc powiedzcie czy można w ten sposób prowadzić rozsądne rozmowy – gdy tyle komunikatu się traci? Ja nie potrafię. Na poważne tematy trzeba rozmawiać twarzą w twarz – jeśli tylko się da. Tak samo o religii, bo to przedmiot z pewnością nie błahy. Tylko z kim?
A Państwo? Co Państwo na ten temat mają do powiedzenia?
Dla ZD.pl, Artur Pomper