30.03.2011 Torquay
Dziennik emigranta: zróbmy sobie sondaż
Historia sondaży, robionych tak na poważnie zaczęła się zaledwie osiemdziesiąt lat temu w Ameryce.
W latach trzydziestych ubiegłego stulecia prestiżowy tamtejszy dziennik zapytał swoich czytelników – w sumie ponad 30 tysięcy osób, kto wygra kolejne prezydenckie. Wynik skazywał na wyraźną przewagę jednego kandydata nad drugim. Niestety sondaż ten przeprowadzono źle. Zapytano nie tych ludzi co potrzeba. Jak nietrudno się domyśleć gazeta zapytała swoich czytelników, a ci wywodzili się głównie z najbogatszej części społeczeństwa, bo kto wtedy potrafił czytać i stać go było, żeby codziennie czytać gazetę. Sondaż się nie udał, a na scenę wszedł pan Gallup ze swoim instytutem badanie opinii publicznej. Przeprowadził on sondaż na zaledwie tysiącu paru osobach i z dokładnością do trzech procent przewidział, kto wygra wybory. Zwycięzcą okazał się przeciwnik zwycięzcy z sondażu szacownej gazety. Otóż nie ważne ile osób się pyta, ale kogo się pyta!
Zbliżają się kolejne wybory i za chwilę zacznie się koncert sondaży. Będą one pokazywać bardzo różne liczby. W zależności kto dany sondaż zamówi, rozbieżności będą mniejsze albo większe. Przewaga będzie topnieć, lub maleć. A wraz z sondażami przyjdą tacy, co na bieżąco będą z ich wyników próbowali przewidzieć przyszłość. Będą głosić tezy o trendach malejących, takich, siakich i owakich. Z pewnością dostaniemy też informacje kto wygrał w tak zwanych prawyborach w miejscowości lub gminie, która od dłuższego czasu jest jakby odzwierciedleniem upodobań wszystkich Polaków.
Co ciekawe w większości ostatnich sondaży poparcie dla Platformy się umacnia – zastanawiam się jak będzie naprawdę. Ja typuję, że czarnym koniem może się okazać SLD – gdzie dwóch się bije, może właśnie oni skorzystają. Opublikowane dzisiaj badanie wskazuje, że niecała połowa – 46% chciałoby zagłosować na rządzącą partię. To jest dla mnie osobiście iście przerażająca wizja. Co gorsza to może się okazać kolejną mrzonką i klika Kaczyńskiego może przejąć władzę. Sam dziś nie wiem co będzie gorsze – nieruchawy rząd czy zamrożona opozycja. Bo to nawet nie jest jak wejście z deszczu pod rynnę – to raczej gra w dwa ognie!
W Polsce największym problemem nie jest to jak ludzie głosują. To przecież ich wybór i niczego to nie zmieni. Ani mój blog, ani takich blogów dziesięć tysięcy. Wydaje mi się, że granice są w miarę sztywne, a grupa głosujących a niezdecydowanych nie jest taka wielka. Najgorsze jest to, że prawie połowa uprawnionych do głosowania nie robi tego. A żadna z partii nie adresuje swoich postulatów do tej połowy społeczeństwa, która zostaje w domach w dniu wyborów. To jest błąd! Tu jest największa szansa do popisu. Tu widzę możliwości dla takiego SLD, czy nowych partii – przekonać tych, co nie zamierzają w ogóle iść na wybory. Przez to, że tylko połowa z uprawnionych do głosowania idzie do urn to w istocie rządzi nami partia, która ma zaledwie dwadzieścia parę procent poparcia społeczeństwa! 20%! To ja już wolałbym taki obowiązek jak jest we Włoszech, gdzie frekwencja zawsze jest ponad 90%. A osoby, które nie głosują mają utrudnione staranie się o pracę w instytucjach państwowych. Znając Polaków nie wiem czy to by pomogło, ale przynajmniej rząd miałby większe poparcie w społeczeństwie.
Jestem też za, żeby obniżyć wiek głosowania, powiedzmy do 16 lat. Bo jeśli teraz nie zachęcimy młodzież do głosowania, później będzie jeszcze gorzej! Może to zmusiłoby partie przynajmniej do pokazania jakiegoś programu – co zamierzają zrobić dla tej grupy wiekowej. Tu widziałbym możliwości szukania poparcia przez na przykład Palikota.
Wcale też nie zdziwiłbym się, gdyby niedawno ułaskawiony Lepper, nie zrobił znów agitacji na wsiach. Tam jest również duży niezagospodarowany elektorat. Elektorat, który nie przepada bardzo za PSL wicepremiera Pawlaka. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby przez tą część społeczeństwa nie Lepper nie powrócił na salony polityki.
Sondaży pojawi się już za niedługo tyle, że nie będzie łatwo się w nich połapać. I sam wiem, że niekiedy ich wyniki mogą nie tylko wprowadzić w błąd, ale co ważniejsze, mogą ludzi zachęcić lub zniechęcić do tego, żeby pójść głosować.
Artur Pomper