Dziennik emigranta: o angielskich kolejach

0
1544
views

07.03.2011 Torquay- London – Torquay
Dziennik emigranta: angielskie pociąg, angielski pociąg do wina
Dzisiaj wybrałem się do Londynu angielskim pociągiem.

Wybrałem podróż koleją, bo jest znacznie przyjemniejsza niż autokarem, a co najważniejsze – znacznie szybsza. Całe 200 mil autokar przejedzie w sześć godzin, a pociągowi zajmie ten sam odcinek zaledwie 4, a jak masz dobre połączenie to nawet i szybciej. Podróż była przyjemna, a pociągi angielskie są znacznie lepsze w porównaniu do polskich. Przede wszystkim co się rzuca w oczy to czystość. Wszędzie czysto, na podłodze wykładzina dywanowa, nie ma żadnych sprośnych graffiti na ścianach. Na początku przedziału – mały schowek na bagaż, a pomiędzy przedziałami kosz na śmieci. Nawet w drugiej klasie każdy ma indywidualne siedzenie, w pierwszej klasie większość pasażerów ma swoje telewizorki. Większość miejsc na dostęp do gniazdka elektrycznego, a co najciekawsze w pociągu jest internet!
Musiałem też skorzystać z toalety i muszę potwierdzić, że ta z której korzystałem była czynna i znacznie czystsza niż jakakolwiek inna w Polsce. Papier toaletowy, mydło w płynie, a w muszli nawet znalazła się kostka toaletowa! W pociągu były także specjalne przedziały tak zwane „quiet carriage”– dla pasażerów, którzy cenią sobie ciszę. I nie daj Bóg jak zadzwoni ci telefon. Nie powinieneś także słuchać głośnej muzyki – bo współpasażerowie zwrócą ci uwagę. Poza tym co kilka stacji nadają komunikat przez głośniki – gdzie jedziemy, jakie stacje będziemy mijać i czy nie mamy jakiegoś opóźnienia. Rewelacja! Może oprócz ceny. Bo żeby przejechać 600 kilometrów z Torquay do Londynu i z powrotem zapłaciłem 62 funty! A autokarem przejedziesz za pół ceny, albo jeszcze taniej, w zależności od tego kiedy zamawiasz bilet. Te 62 funty to w przeliczeniu niecałe 300 złotych. A jakbym chciał pojechać pierwszą klasą to musiałbym zapłacić dwa razy więcej, albo trzy.
Poza tym żeby kupić bilet to trzeba się wysilić. Owszem, możesz kupić na stacji, ale jeśli jedziesz na dłuższą trasę – będzie drożej niż przez internet. Niestety tu zaczyna się problem jako, że w Anglii jest kilka przewoźników. Nie ma też jednej strony, gdzie można sprawdzić połączenia i ceny. Trzeba wiedzieć, którzy operatorzy z jakiej strony korzystają, oraz czy na tej stronie zapłacimy opłatę manipulacyjną za wydanie biletu. Bo w przeciwieństwie do strony polskiej PKP na angielskich stronach można taki bilet zakupić. A jak już kupisz to można odebrać go na stacji przed podróżą, albo przyślą ci do domu, albo możesz dostać SMSa – uprawniającego cię do podróży.
To co odstrasza podróżnych to fakt, że ceny połączeń są generalnie drogie – a jakiś rok temu ogłoszono najdroższe połączenie w historii – z Penzance w Kornwalii (południowy zachód wyspy) do Aberdeen w Szkocji, które kosztuje, w pierwszej klasie bagatela tysiąc funtów. Ale nie można powiedzieć, że pociągi są puste. Inna sprawa, że im wcześniej kupisz bilet – tym on jest tańszy. A jak zapiszesz się do listy mailingowej, możesz pojechać za 10 czy 20% taniej, albo dostać jakąś inną promocję. Taniej jest też podróżować w grupach. Zniżki mają uczniowie, studenci oraz osoby starsze – tak jak być powinno.

Oczywiście nie byłoby to możliwe gdyby nie sprywatyzowano kolei. Dzięki konkurencji udało się obniżyć koszty, utrzymać połączenia, zmniejszyć liczbę spóźnień. Angielskie pociągi wyglądają porządnie, schludnie i czysto. Nie ma też problemów z tym, kto ma troszczyć się o dworce kolejowe – bo one są w gestii poszczególnych przewoźników. Dzięki konkurencji angielskie pociągi są znacznie lepsze niż były, gdy należały do państwa co potwierdzają ankiety przeprowadzane przez pasażerów.
Nikt nie mówi, że prywatyzacja jest łatwa i przyjemna, ale przykłady polskich alternatywnych przewoźników pokazują, że można przewozić pasażerów kolejami taniej i bardziej wydajnie niż PKP. Prywatny właściciel, jeśli będzie miał konkurencje będzie starał się wykorzystywać środki lepiej i wydajniej. I pasażerowie na tym skorzystają i skorzysta przewoźnik wożąc większą liczbę osób. Ciekawe czy w Polsce doczekamy się czegoś takiego?

Tego Państwu życzę
Artur Pomper