Nowa płyta Brodki zaskakuje. Zachwyca słowami, muzyką i zadziwia śpiewem. Jest powiewem świeżego powietrza w przegniłe i stęchłe mury polskiej muzyki rozrywkowej, gdzie większość artystów zdaje się mieć przewlekłą depresję i misje w usypianiu słuchaczy valium podawanym w formacie stereo.
Dlaczego jako pierwszy singiel puszczono „W pięciu smakach”? Nie wiem. Podczas premierowego przesłuchania szczególną uwagę zwróciłem właśnie na ten utwór i na tytułową „Grandę”, tylko niestety to ta druga zwycięża w pojedynku. Zapowiadano apokalipsę i przełom w twórczości Brodki, dlatego pewnie rzucono na talerz hymn azjatyckich barów szybkiej obsługi, który jest znacznie bardziej niekonwencjonalny. Generalnie cały album stroi i jest spójny, mimo, że połączono na nim różne style i gatunki muzyczne. Zespala go elektronika nawet, jeśli instrumentem bazowym do wywołania dźwięku jest nieznany mi wynalazek żywieckiej produkcji.
Brodka spektakularnie udowodniła, że czerpanie z ludowości nie musi śmierdzieć kulkami na mole i cepeliowym kiczem. Dźwięki są wymuskane, dokładne i przemyślane, w żadnym momencie nie miałem poczucia przypadkowości. Wspomnieć tu należy o psychodeliczno – schizofrenicznym „K.O.”, które równie dobrze mogłoby stanowić utwór przewodni do nowego, wyimaginowanego filmu o Bondzie, a jak wszyscy wiemy James zobowiązuje.
Brodka samą siebie spuściła ze smyczy. Dała sobie zaszaleć i bawić się. Okazało się, że lepiej nie do końca czysto, nie do końca idealnie, ale za to z charakterem. Jest jedną z nielicznych osób w Polsce, która ma odwagę bawić się swoim głosem, nie popada w rutynę, nie krępuje się dziwności.
Ta płyta to zupełnie nowa odsłona jej możliwości. Stare śpiewanie dążyło do perfekcji, nowe znalazło perfekcje w fałszu i frywolności zalotu słuchacza.
Teksty piosenek ciągle odkrywam, co znaczy że są dobrze skrojone. Bawią, rozmarzają, ale przede wszystkim udało się osiągnąć ich niebanalność. Intrygują nieprzewidywalnymi połączeniami i wciągają we własne interpretacje angażując odbiorcę. Moim absolutnym faworytem są „Kropki kreski”, które wspaniale opowiadają o współistnieniu i zaangażowaniu.
Brodka zadbała, aby wszystko ułożyło się w spójną całość.
Przestała jednocześnie bagatelizować, co sprawa, że jest to jej najlepszy album. Może najlepsza premiera tego roku?
ZielonyDziennik.pl, Piotr Głowacki