Lena Świadek – wywiad z Anną Dymną
Lena: W 2003 roku założyła Pani fundację Mimo Wszystko, pomagającą osobom niepełnosprawnym. Skąd pomysł na tę działalność?
Anna: Nie mam na to żadnej prostej odpowiedzi. To chyba dość złożona sprawa. Przecież nie jestem typem bizneswoman. Nie lubię rządzić ludźmi, wolę się z nimi zaprzyjaźniać i poznawać. Chyba dlatego zostałam aktorką. Przecież, by grać jakąś role trzeba najpierw rozumieć człowieka, którego się gra. Poza tym jestem publiczną osobą i od wielu lat dostaję setki listów od wielu ludzi. Orientuję się więc dobrze jak często samotni i bezradni są ludzie.
I trudno mi tak spokojnie obok nich żyć. Fundacja nie była żadnym wykalkulowanym pomysłem lecz odruchem i splotem wielu przypadków. Kilkanaście lat temu zadzwonił do mnie ksiądz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji Brata Alberta. Zaprosił mnie do Radwanowic do Schroniska dla Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie do jury przeglądu muzyczno – teatralnego. Bałam się tego spotkania. Nigdy nie miałam okazji poznać takich ludzi, nic o nich nie wiedziałam. Przez pierwszą chwilę w Radwanowicach wydało mi się, że znalazłam się na planecie pełnej niezwykłych, dziwnych istot… Jednak po kilku minutach wszystkie bariery i lęki runęły, poczułam się potrzebna, kochana. Zaczęłam szukać powodów, by tam wracać, że niby na spacer, na mszę.
Poczułam, że potrzebuję ich równie mocno jak oni mnie. W dzisiejszych czasach ludzie oddalają sie od siebie, choć za sobą tęsknią, budują mury, a moi niepełnosprawni przyjaciele przyciągają mnie właśnie swoją czystością i otwartością. Zaczęłam robić z nimi przedstawienia terapeutyczne.
Potem był medal Brata Alberta, który mnie niesłychanie zawstydził, no bo co ja takiego wielkiego dla nich robiłam? Zmotywowana, zorganizowałam ogólnopolski festiwal „Albertiana” . W tym roku mamy już dziesiątą edycję. I tak to się zaczęło. A potem był Europejski Rok Osób Niepełnosprawnych. Telewizja chciała zrobić jakiś program zbliżający ludziom zdrowym problemy osób chorych i niepełnosprawnych.
Nina Terentiew słyszała, że nie boję się kontaktów z osobami niepełnosprawnymi… no i powstał program „Spotkajmy się”. Rozmawiam w nim z ludźmi chorymi, okaleczonymi, cierpiącymi… to chyba najtrudniejsza rzecz jaką w życiu robiłam. No i zaczęły się telefony: Proszę Pani, ja mam 30 tysięcy i chciałabym je Pani przekazać, bo Pani na pewno wie, komu pomóc. Odpowiadałam: To chyba jakaś pomyłka. Ja jestem osobą prywatną i nie mogę przyjmować żadnych pieniędzy. –To proszę założyć fundację! Ale ja o tym nigdy nie myślałam. Dopiero gdy w 2003 roku moi niepełnosprawni umysłowo Przyjaciele na mocy nowelizacji jakiejś ustawy stracili prawo do korzystania z warsztatów terapeutycznych, nie mogłam tego tak zostawić. Ksiądz Zaleski powiedział: Zróbże coś. Ale co? – spytałam. – No, załóż fundację i otwórz dla nich warsztaty. Nie było innego wyjścia.
Fundację prowadzę jasno, prosto i przejrzyście. Trochę jak dziecko, by każdy zrozumiał o co chodzi i by nigdy nie było żadnych wątpliwości co do uczciwości w działaniach. Gdy ktoś mi da złotówkę to ja mu mówię na co ja ją daję i ten, co ją dostał, dziękuje temu, kto ją dał. Sama działam jako wolontariusz. 6 lat prowadzenia fundacji nauczyło mnie wielu wspaniałych ale i też złych rzeczy o świecie i ludziach.
L: Co Panią cieszy w życiu?
Anna_DymnaA: Życie! Że się budzę rano, że jestem, ja się w ogóle cieszę! Oglądam zawsze rano , z moimi kotami … mój prywatny program telewizyjny, taki dymny kanał przyroda. Patrzę na kłębiące się za oknem sikorki, kosy, sójki i sroki i mam świetny humor cały dzień. Abonament jest dość drogi, bo to ptasie towarzystwo jest nienasycone… znajomy kos wpieprza na śniadanie pół jabłka, a przez dzień znika czasem kilo słonecznika i kilka słoninek. Ale warto. Nikt mnie w tym programie niczym nie straszy i nie zniechęca do życia. Cieszą mnie wolontariusze i dobrzy ludzie, którzy robią coś dla innych, tak po prostu.A najbardziej to, że czasem udaje się znaleźć taką apolityczną przestrzeń, w której wszyscy patrzymy w tym samym kierunku i razem idziemy do celu.
L: Trudno wymienić wszystko, co Pani robi. Skąd czerpie Pani na to siły?
A: Ja w ogóle nie mam siły, ale niesie mnie ta radość. Działam dla fundacji; potem odpoczywam od tego na scenie, jak tam sie zmęczę, idę do moich studentów. W jednej przestrzeni czerpię energię na działanie w drugiej.
L: Gdyby miała Pani moc, by coś zmienić w świadomości Polaków, powiedzmy, taką czarodziejską różdżkę, co by to było?
Anna_DymnaA: Chciałabym, żebyśmy się normalnie traktowali, żebyśmy się siebie nie bali, byśmy mogli sobie bardziej ufać. Byśmy się tak szybko nie potępiali, nie oceniali… może bardziej starali zrozumieć. Byśmy nie bali się inności . Byśmy przestali narzekać, opluwać i zaczęli się uśmiechać do siebie…. Oj, długo mogę tak mówić. Sama uczę się tego, tej pokory i spokoju… przede wszystkim tego, by nie oddawać jak mi ktoś przywala… no bo wtedy tylko zaciska się spirala nienawiści i dusi wszystkich. Lepiej pomagać sobie i robić coś razem. To ma siłę i daje radość.
L: O czym Pani marzy? Co jeszcze chciałaby Pani osiągnąć?
A: Marzę, by doba miała więcej godzin, by moi podopieczni uśmiechali się codziennie i byli szczęśliwsi, byśmy byli zdrowi… to jakoś damy radę.
Lena Świadek, www.goodlifepoland.pl