Ostatnia katastrofa w Zatoce Meksykańskiej pokazuje jak człowiek słaby jest w obliczu losu, który psuje szyki i dezorganizuje plany.
Wydaje się iż możemy wszystko, mamy czas i odpowiednie miejsce, trzymamy życie w garści, a jednak coś sprawia, że nawet najlepsza technika nie wytrzymuje w starciu z siłami wyższymi.
W Zatoce Meksykańskiej miała miejsce kolejna eksplozja na platformie wiertniczej należącej tym razem do firmy Mariner Energy, na której w momencie wybuchu znajdowało się 13 pracowników. Nikomu wówczas nic się nie stało, po wyłowieniu z wody robotnicy zostali przeniesieni na inną platformę a następnie poddani obserwacji i badaniom.
Wydarzenie nie było jednak tak dramatyczne w skutkach jak podobny incydent mający miejsce w kwietniu, kiedy doszło do eksplozji i pożaru na innej platformie wydobywczej – Deepwater Horizon. Tragedia miała miejsce w środę w godzinach nocnych, następnego dnia amerykańska platforma zatonęła. W pobliżu płonącej platformy zaobserwować można było wielką plamę ropy, zagrażającą wybrzeżom niedaleko położonej Luizjany.
Stu osobom pracującym na miejscu katastrofy udało się uciec, jednak los 11 robotników nie był wciąż znany, szacowano, iż prawdopodobieństwo ich przeżycia jest minimalne. Oceniono wówczas, iż w ciągu zaledwie jednego dnia do morza przeniknąć mogło około 1mln 200 tys. litrów niebezpiecznej substancji.
Nie ustalono czy rzeczywiście doszło do jakiegokolwiek wycieku, jednak cały czas wykonywane były obserwacje co dzieje się pod powierzchnią wody. Przydzielona jednostka ocenić miała okoliczności wypadku. Na początku przypuszczano, iż niebezpieczeństwo dla środowiska jest śladowe, jednakże w wyniku zatonięcia platformy ryzyko gwałtownie wzrosło.
Nieszczęśliwy wypadek spowodował śmierć 11 osób, ponadto był to największy wyciek ropy w dziejach Stanów Zjednoczonych.
ZielonyDziennik.pl, Ilona Opolska