Zapewniałeś, że lubisz moje wschody a wysiadłeś prawie w biegu. Stacja za stacją tracę ostrość widzenia
– nie wiem czy to horyzont czerwony,
czy myśli, które nie dają zasnąć. Na przemian
stukot i cisza, coraz dalej od ciebie. Trwam
w bezruchu wlepiona w okno pędzącego
ekspresu. Ktoś chciał nawiązać rozmowę; po co
odtwarzać, po co wracać tam gdzie jeden ręcznik
jedna szczoteczka do zębów. Poczekam aż odparuje
z szyby twoje imię, podejmę dialog choć wiem, że
nie potrafię tak brać z marszu nie znając stacji docelowej.
Barbara Mazurkiewicz