Dziura ozonowa, łącznie z efektem cieplarnianym, kwaśnymi deszczami i eutrofizacją należy do listy żelaznych nieszczęść, do których ekolodzy zaliczają przyszłe zagrożenie życia na Ziemi.
Według obiegowych poglądów uwolniony z freonu chlor łączy się z ozonem powodując jego destrukcję. Właśnie brak tej rzadkiej odmiany tlenu (o3) nad obydwoma biegunami w okresie zimowo-wiosennym jest głównym powodem poruszenia, które swój początek miało w grudniu 1973 r., kiedy to F. Sherwood Rowland i Mario Molina po raz pierwszy zaobserwowali to zjawisko.
Warstwa ozonowa tworzy się w stratosferze na wysokości (jak różnie się podaje) ok. 15-40 km. Powstaje ona pod wpływem promieniowania ultrafioletowego (UV), które w znacznej części pochłania i przed którego zgubnym oddziaływaniem chroni życie na Ziemi. Promienie UV niosą w sobie szczególnie duży ładunek energii. Najkrótsze fale poniżej 200 nanometrów są w całości pochłaniane przez atomy azotu i tlenu.
W efekcie niektóre dwuatomowe cząsteczki tlenu ulegają rozbiciu – tworząc triadę ozonową (O3). Odbywa się to głównie nad równikiem, wysoko w stratosferze, i stąd bogate w ozon powietrze wędruje ku biegunom. Tak utworzony ozon pochłania promienie w zakresie 200-300 nm*, najgroźniejszych dla życia (naświetlanie nagich komórek tym zakresem UV powoduje ich śmierć). Natomiast promienie nadfioletowe w zakresie 300-400 nm nie są pochłaniane i nie docierają do Ziemi.
Ten wymiar zatem zawsze był czynnikiem środowiska naturalnego. Faktem jest, że każdej wiosny nad Antarktydą tworzy się „dziura ozonowa”, tak jak faktem jest, że zanika ona potem w ciągu kilku tygodni, by „rozpłynąć się” w atmosferze, kiedy to wir „ulatnia się”, a bogate w ozon powietrze wpada do dziury, aż do następnej wiosny.
Faktem jest, że chlor wchodzi w reakcje z ozonem powodując jego niszczenie i faktem jest również, że chlor zawarty jest we freonach, których nie wytwarza natura i których rosnąca koncentracja w atmosferze jest dziełem człowieka. Jeśli chodzi o chlor, który niszczy ozon, to istnieje teoria, że nie jest to chlor będący skutkiem działalności człowieka. Normalna cyrkulacja powietrza atmosferycznego zawierająca zanieczyszczenia przemysłowe nie przekracza granicy troposfery, czyli śr. 10 km. Roczna produkcja freonów (CFC) do atmosfery wynosi ok. 750.000 ton w przeliczeniu na czysty chlor.
Taką samą ilość chloru jest w stanie „wyprodukować” i „wpuścić” do atmosfery sam jeden wulkan Mount Erebus i to w ciągu tygodnia! Wszystkie wulkany świata wypuszczają w ciągu roku ok. 36 mln ton chloru. Gdy zdarzają się wielkie erupcje jest tego znacznie więcej (dochodzi jeszcze spalanie lasów i parowanie oceanów). Gdyby, więc uznać katastroficzne wizje entuzjastów „dziury”, należałoby się spodziewać, że życie na naszej planecie już wkrótce przestałoby istnieć.
Dowodem są kwaśne deszcze w tych rejonach o mineralizacji 250 mg/l (http://pl.wikipedia.org/wiki/Mineralizacja) i odczynie 2,4-2,5 pH (czyli kwaśniejsze od soku cytrynowego). Jest to bardzo ważny i kapitalny argument w teorii, że czynnikiem odpowiedzialnym za destrukcję ozonu stratosferycznego są gazy wulkaniczne (erupcje piroklastyczne) i wznoszące prądy monsunowe. Obok dużej ilości pyłu, pary wodnej, gazów zawierających CO2,H2,N2,SO2,S2,Cl2,H2S,B(OH)3,NH3,CH4 oraz chlorków i fluorków metali m.in. rtęci.
Drugi czynnik kształtujący omawiane zjawisko, to prądy wznoszące osiągające wysokość 25 km, gdzie temperatura powietrza w tropikalnych monsunach wynosi –40 stopni C. W takim wypadku powstaje azotan chloru (ClONO2), gdzie cząsteczki uprzednio wolnego chloru uwięzione są w kryształkach lodu, więc są nieaktywne z ozonem.
Masy powietrza zwrotnikowego wraz z azotanem chloru przemieszczają się z obrębu antycyklonu zimowego w stratosferze w kierunku biegunów. Inaczej rzecz biorąc: zimowe powietrze wzbogacone w ClONO2 wysoko nad Ziemią leci ku najbardziej wysuniętym na północ punktom naszej planety. Przy ocieplaniu się powietrza następuje uwolnienie chloru i jego reakcja z ozonem.
Freony, które są podstawą przemysłu chłodniczego i klimatycznego w świetle przedstawionych argumentów mają znikomy udział w powstawaniu i przyczynianiu się do „dziury ozonowej”. Ich wpływ (a w zasadzie produkt ich rozpadu – chlor) nie upoważnia do podjęcia radykalnych kroków na rzecz ograniczenia ich emisji. Regulowanie przemysłu, jak w każdym wypadku mogłoby doprowadzić do prawdziwej tragedii, zwłaszcza w krajach tropikalnych.
Dziś znane zamienniki dla CFC (tzw. HCFC z dodatkowym atomem wodoru) są ponad dziesięciokrotnie droższe od freonów, a ich wymianie musiałoby podlec tysiące urządzeń (co wiąże się z setkami milionami $). Czy na taki ogromny obrót nie będzie stać jedynie największych i najbogatszych gigantów świata przemysłowego? Natężenie UV rośnie o 1% co każde 50 metrów wysokości.
Na poziomie 5 km jest dwukrotnie większe niż na poziomie morza. Wg teoretycznych założeń 1% spadek ozonu odpowiada 2% wzrostowi promieniowania UV – a to odpowiada ok. 20 km wycieczce na południe.
Jeśli miałby się spełnić czarny scenariusz freonowy (na co się nie zanosi) to spowodowałoby to wzrost UV równoważny przejażdżce ok. 100 km w kierunku równika np. z Gdańska do Grudziądza. Nie zmienia to faktu, że dziura istnieje i istniała od początku tworzenia się skomplikowanej formy organizacji materii, zwanej życiem.
Źródło: KnowMore.pl